Dlaczego nieoglądam telewizji, ale jeszczą za nią płacę?
Jakiś czas temu przestałam oglądać telewizję. Właściwie jest mi ona na dzień dzisiejszy zbędna. Wprawdzie mam Cyfrę, ale z dwóch powodów.
Pierwszy to taki, że różnie to u nas bywa z Internetem. Czasem taka telewizja się przydaje, gdy Internet, który miał być nagle z niewiadomych względów wyparowuje. Ratujemy się wtedy kanałami z bajkami.
Drugi powód jest taki, że czasem potrzebuje dostępu do jedynej rzetelnej wiedzy jaką dzisiaj przekazuje moim zdaniem stacja TVN24.
Odkąd mam Netflixa tak naprawdę „normalna” telewizja stała się dla mnie czymś na kształt telefonu stacjonarnego. Przeżytek.
Poza tym , jak już pisałam wyżej, nie oglądam z wielu powodów.
Po pierwsze głównym okupantem telewizyjnym jest moje młodsze dziecko. Właściwie z telewizora mogę sobie skorzystać po godzinie 21:00. Oznacza to, że co najwyżej obejrzę sobie pół filmu lub jeden odcinek serialu.
Po drugie ostatnimi czasy i tak większość czasu siedzę przed komputerem pisząc i starając się zrozumieć funkcjonowanie Internetu z poziomu innego niż poziom przygłupa:).
Po trzecie w trakcie pandemii włączając telewizor zwyczajnie zaczęłam mieć odruch wymiotny. Każdy telewizyjny pasek, każdy serwis informacyjny zaczynał i kończył się danymi lub informacjami dot. koronawirusa. Tego pierdolenia nie dało się już w pewnym momencie słuchać.
Potem nastąpiła mała wyrywa w życiorysie. Pamiętam, jak wkrótce po tym jak otworzyłam oczy w szpitalu przyjechał do mnie Brat i powiedział, że wybuchła wojna. Na początku mu nie uwierzyłam. Potem byłam przerażona. Leżałam w szpitalnym łóżku i w głowie miałam chaos. Bez dostępu do telewizji i telefonu nie wiedziałam co się dzieje. Ja tu leżę podpięta pod milion rurek, a niedaleko nas jest wojna. Bałam się, że przez chorą pseudyplomację naszego pojebanego rządu u nas też zaraz będzie wprowadzony stan wojenny. Gdy wróciłam do domu i wreszcie dopadłam do telewizora sytuacja się już bardziej wyklarowała. Na początku śledziłam wiadomości, ale później i te wiadomości były podawane w taki sposób, że na dłuższą metę nie dało się tego słuchać. I tak znowu wzięłam rozwód z telewizją na pewien czas.
Po czwarte wyłączyłam tv , żeby po prostu się nie denerwować. Odkąd rządzi tym krajem mały koczkodan i jego partia nie ma dnia bez politycznych rewelacji burzących człowiekowi krew w żyłach. A że z wiekiem się człowiekowi pogłębia, a samotność dodatkowo wpływa na rozmowy z przedmiotami martwymi by nie wylądować w psychiatrku nacisnęłam guzik off w pilocie.
Dziś powoli wracam do polityczno – telewizyjnych słuchowisk. Zwykle wieczorem, gdy dom pogrąża się w mroku. By nie niepokoić starszego syna, że odbywam debaty z ludźmi, których nie widzę. Siadam sobie grzecznie jak uczennica w ławce, odpalam laptopa i tak jak dziś po kryjmu uczniowie sięgają do plecaka po telefonu , ja kładę rękę na pilocie . I znów zaczynam się nie denerwować .
Dlaczego oglądanie telewizji mnie denerwuje?
Bo nie mogę patrzeć na te pisowskie mordy. Bo patrzę i nie wierzę jak banda takich przygłupów mogła dojść do władzy. Bo zastanawia mnie, gdzie się podziała polska inteligencja. Jak mogliśmy dopuścić tych kretynów do władzy na drugą kandecję?! Dlaczego ten naród śpi, dlaczego tak bardzo mamy wszystko w dupie, że raz na cztery lata nie chce nam się ruszyć do wyborów?
Wiceminster Edukacji.
Partia PiS jest pełna wybitnych „osobistości”. Co jeden to gwiazda. Szkoda, że nurtu wieśniacko – cyrkowo. Choć podobno im kto jest większym głąbem tym mniej ma zachamowań. Patrząc na tę bandę naprawdę w to wierzę.
I tak po wysłuchaniu czytanego pod osłoną nocy projektu ustawy dot. aborcji, które to już podniosło mi znacząco ciśnienie włączam rano telewizor, a tam…
Wiceminster edukacji. Nazwisko Rzymkowski. Imię Tomasz. Rocznik 1986. Wykształcenie prawnicze. Ojciec trójki dzieci. Mąż. Mężczyzna.
I co mówi wiceminister w wywiadzie przeprowadzonym przez redaktor Beatę Lubecką w Radiu Zet w dniu 23 czerwca 2022 r.?
Sprytnie podpuszczony przez panią redaktor w wymianie zdań dot. zarobków nauczycieli mówi:
– Panu wpływa 11 tys. netto na konto, a nauczycielom… – komentuje prowadząca.
– Przy pracy 7 dni w tygodniu – zaznacza wiceminister edukacji.
– Widziały gały, co brały – kwituje Lubecka.
– Nauczyciele też widzieli, co brali – odpowiada Rzymkowski.
W tym momencie robię szybki zoom na telewizor, bo choć nazwisko kojarzę to gęby nie pamiętam. Od samego patrzenia robi mi się niedobrze. Ale już czuje, że facet ma szczęście, że jest poza zasięgiem moich rąk. Robi mi się gorąco.
Cytując klasyka: Jest Pan zerem panie Rzymkowski. Jest pan niegodny stanowiska. Za takie słowa , gdyby był pan człowiekiem honoru sam by się pan podał do dymisji. I mam pełne prawo tak mówić.
Kilka słów do pana wiceministra…
Mimo, że sama nie jestem nauczycielem to skończyłam studia pedagogiczne. Moja Mama pracowała w zawodzie nauczyciela ponad 30 lat. Za psie pieniądze. Dla idei. Kosztem własnej rodziny.
Wie pan panie wiceministrze jakie mam wspomnienia z dzieciństwa związane z Mamą? To kobieta, która miliardy godzin spędziła psując sobie wzrok poprawiając miliony wypracowań i zeszytów takich przygłupów jak pan. Wypełniając i dopieszczając dziesiątki dzienników lekcyjnych by wyglądały perfekcyjnie.Kosztem czasu spędzonego z własnymi dziećmi by zarobić na dom. By później taki prostak jak pan miał czelność mówić, że pracuje 7 dni w tygodniu. Obrażając ludzi w radio???
Kobieta – nauczyciel to najczęściej kobieta-matka- nauczyciel. Zasuwa na dwa etaty jak cyborg. Najpierw w szkole z dziećmi, które z roku na rok są coraz trudniejsze a potem w domu ogarniając go jak każda matka. Pensje dostaje jedną. Śmieszną jałmużną , bo w dzisiejszych czasach takie pieniądze to żenada.
W tym temacie nie zmienia się nic od lat. Ale w porównaniu do pani pracującej w sklepie, która często ma ledwie maturę i zarabia więcej niż nauczyciel, nauczyciel musi swoje kwalifikacje ciągle podnosić. Udowadniać, że nie jest wielbłądem. By dostać jakąś groszową podwyżkę po uzyskaniu kolejnego stopnia awansu.
Dlaczego nie lubię polskiego morza?
Wie pan, panie wiceministrze dlaczego nie lubię polskiego morza? Bo jako dziecko jeździłam tam każdego roku. Bo mojej Mamy nie było stać na inne wakacje. I tylko dzięki temu, że sama ma rodzinę nad morzem jakiekolwiek wakacje były możliwe.
A gdzie pan zabierze w tym roku swoją rodzinę na wakacje? Nad polskie morze? Nie sądzę.
Nauczyciele! Ostatni dzwonek dla Was!
Co moja Mama ma po latach pracy dla idei? Chore oczy i śmieszną emeryturę.
Bo żyje w kraju w którym ludzie pańskiego pokroju zabierają pieniądze ludziom, którzy naprawdę ciężko pracują. Nie tylko nauczycielom. Wy nie robicie nic. Bierzecie ciężkie pieniądze za nic nie robienie i macie czelność jeszcze pluć ludziom w twarz.
Dziwię się bardzo nauczycielom, że nie zarządzą strajku generalnego. Że nie odejdą od tablicy. Chodzenie po ulicach z chorągiewkami nic nie da. Te czasy już dawno minęły. Przyzwoitość sięgnęła bruku.
Dziś, żeby coś wywalczyć trzeba mieć mocne plecy, znajomości, pieniądze, twardą dupę i stalowe nerwy. Nauczyciel nie rolnik ziemniaków pod Sejmem nie wyspie, nie górnik opon palić nie będzie.
Ale gdyby tak wszyscy odeszli od tablicy i przestali uczyć wtedy tacy eksperci jak pan Rzymkowski może poszliby po rozum do głowy.
Koniec roku szkolnego.
Dziś byłam na zakończeniu roku szkolnego swojego syna. Słuchając Mazurka Dąbrowskiego myślałam o tym, że jednak są w tym kraju ludzie z pasją do których niewątpliwe można zaliczyć spore grono nauczycieli.
Ludzi z pasją niszczą tacy ludzie jak pan, panie wiceministrze. Głównym powodem dla którego porzucają mury szkoły jest wynagrodzenie. Stracone marzenia.
Przepraszam.
Niech pan przeprosi. Niech pan da tym ludziom podwyżki. A potem niech pan odejdzie. Jak na prawdziwego mężczyznę przystało. Jeśli rodzice pana nie wychowali to już nikt pana nie wychowa. Ale zawsze może pan dać przykład swoim dzieciom. Słowo przepraszam nie boli.
#Rzymkowski #widziałygałycobraly #koniecrokuszkolego #nauczyciel #morze #zarobki
