
Powinnam więcej pić.
Powinnam więcej pić. Wody pić. Jak każdy. Lekarze mówią, że tak optymalnie dla zdrowego człowieka to dwa, dwa i pół litra dziennie. Przy moich nerkowych problemach to już mus właściwie.
Uczę się. Zaczęłam wodę zabierać do pracy. Taką małą półlitrową butelkę. Czasem coś tam uda mi się wypić. Łyka w pociągu, trzy w metrze, kolejne dwa, gdy stygnie kawa na biurku. Może przez 11 godzin ze 250 ml się nazbiera.
A co to za problem?
Ktoś by mógł pomyśleć – a co to za problem? No jest i to duży.
W domu piję więcej. Staram się postawić szklankę, napełnić ją wodą i za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotkają wyciągam po nią rękę. Brzeg szklanego owalu i miękkość moich ust zaczynają współpracować coraz lepiej i częściej. Wypijam zdecydowanie więcej niż miesiąc temu.
Jadę w miasto.
Jadę w miasto. W plecak prawie pusty, optymistycznie wkładam „litra” do plecaka. Po ok. godzinie zaczynam szukać toalety. Znajduję. Piękna, czysta z białymi kafelkami. Duże lustra, stylowe umywalki, ciepła woda przyjemnie spływająca po dłoniach, płyn do rąk, papier do rąk, suszarka – ha! – nawet okrągłe wysuwane lusterko dla makijażu potrzebującego ratunku się znalazło! Jak niewiele może uszczęśliwić kobietę w potrzebie. Jest, wszystko jest. Czuję się Europejką, a nie jakimś dzikusem.
Proste.
Przekraczam próg korytarza z wieloma zamkniętymi drzwiami. Proste, białe, normalne. Podłoga wyjątkowo czysta jak na miejsce publiczne. Wchodzę do pierwszej wolnej kabiny i bierze mnie na wymioty.
Kobiety, ach kobiety. Takie chcemy być wszystkie traktowane jak damy, a tam, gdzie wzrok nie sięga często zachowujemy się gorzej niż przysłowiowy facet.
Deski nie opuszcza.
„Deski nie opuszcza” .”Deskę oblewa” .”Wody nie spuszcza” .”Kibla nie myje”. O samych awanturach o tzw.” KIBEL” nasłuchałam się już w swoim życiu wiele. Widziałam kobiety mówiące o tym z humorem i takie, które próbowały uczyć swych panów sposobem. Takie, które mówiąc o tym jak facet nie spuszcza deski gotowały się i takie, które odmawiały łóżka przez brak nawyku sprzątania tualiety po sobie.
Za zamkniętymi drzwiami…
Po czym wchodzę sobie w jednym z warszawskich centrów handlowych do damskiej toalety, a tam, za zamkniętymi drzwiami taki widok.
Deska podniesiona. Zalany cały brzeg muszli. Wokół podłoga obszczana – tak „obszczana” – tak, że nawet plecaka postawić nie mogę. Z obrzydzeniem spuszczam deskę. Całe szczęście jest papier. Czyszczę ją dokładnie. Zacinam się w sobie. Mimo silnej potrzeby znów się blokuje. Zamykam oczy i jakoś wreszcie się udaje. Jednak całe następne dwie godziny nie pije już nic. Myśląc o kolejnym takim widoku, mój organizm z automatu mówi –„Dziękuję, nie piję.” Wszystkie moje wewnętrzne postanowienia idą w siną dal.
„Damy”.
Gdy widzę takie obrazki zastawiam się jak takie „damy” zachowują się w domu? Czy obsikują całe deski lub podłogi wokół toalet? Czy prawią morały swoim dzieciom i mężom, że tak się nie robi? Śmiem twierdzić, że nie, a kazania głoszą. Ale czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
Jest to niestety widok dość powszechny. Nie tylko w miejscach publicznych. Robi tak wiele kobiet. Dorosłego nie wychowasz, refleksja na temat postępowania – jakiegokolwiek – powinna przyjść z czasem.
Lubimy mieć rację.
My, kobiety, zwłaszcza te mało uległe lubimy mieć rację nawet, gdy jej nie mamy. Będziemy toczyły wojnę o ostatniego ziemniaka chociaż nie będzie nam do niczego potrzebny. Będziemy walczyć o zrozumienie w mądrych i głupich sprawach byleby nas wysłuchano. W pustocie, którą wmawia nam świat będziemy wklejały rzęsy już w dwudziestym roku życia, robiły piersi tuż po urodzeniu dziecka i likwidowały cellulit wszelkimi możliwymi sposobami, byleby nas zauważono. By poczuć się mądrze i pięknie. W pogoni za uwagą.
Poprawka.
Poprawka. Nie tędy droga. Drogie Panie zacznijmy szanować siebie wzajemnie. Jeśli my same siebie nie będziemy szanować i wspierać nie liczmy na to, że mężczyźni będą to robić.
Ot, głupia toaleta. Czy ktoś widział kiedyś mężczyznę dbającego o czystość publicznej toalety? Ja nie.
Tę pracę wykonują kobiety. Może coś im się w życiu nie udało, może nie potrafią wykonywać innej pracy, a może nie pozwala im na to zdrowie. Muszą zarobić jakoś na życie. Uczciwie pracują. Czy to jest fajna robota? Wątpię. Ale często dzięki ich pracy zmęczona dniem kobieta, w spokoju może na chwilę zebrać myśli w ustronnym miejscu. Czasem taka samotność też jest potrzebna.
Szanujmy swoją pracę.
Szanujmy swoją pracę. Wspierajmy się w tak drobnych sprawach. Uczmy swoje dzieci kultury osobistej. Mniej razi mnie na ulicy „kur@a” niż deska jak z pijackiej meliny. Życie należy sobie ułatwiać, a nie utrudniać. Traktujmy ludzi tak, jak sami byśmy chcieli by nas ktoś potraktował.
Wchodzę do domu. W przeciągu niecałej godziny wypijam pół litra. Biegam jak struś pędziwiatr do toalety. Wreszcie czuję ulgę. Mimo, że samo picie nigdy nie sprawiało mi przyjemności robię to dla zdrowia.
Własnego, swoich dzieci i jeszcze kogoś.