„Kocham” Facebooka, głównie za wspomnienia.
W minionym tygodniu aplikacja przypomniała mi o początkach mojej pracy zdalnej, a wyglądało to mniej więcej tak:

Niezły pierdolinik no, nie?:) Ja sama, dwójka dzieci, nauka zdalna, praca zdalna, gotowanie i ogólnie panujący STRACH.
A ja dziękowałam siłom wyższym nie za kolejne liczby zarażonych, które pojawiały się na telewizyjnym pasku, ale za możliwość pracy z domu. Była to dla mnie jak wygrana w totka.
Mniej stresu.
Mimo ogólnie panującego rozgardiaszu – bo przecież człowiek pracował – i wiecznych opier@#li, że się połączyć nie można ( tak jakby był winien za prędkość Internetu 🤣)to człowiek miał mniej stresu i wolną głowę. Żył tak jak powinien. Zamykał laptop o 16.00 i pracę zostawiał na łączach.
Nic co piękne nie trwa wiecznie.
Powrót do pracy po pandemii, był fajny, na początku. Bo się ludzie cieszyli, że wszyscy żyją, że faktycznie dobrze czasem przyjść bezpośrednio do biura i nawet mijając się w drodze do toalety widzi stare twarze. Człowiek miał więcej energii do pracy, bo wreszcie pozwolili mu gdziekolwiek wyjść.
Ale nic co piękne nie trwa wiecznie. Czas pokazuje, że ludzie najczęściej się nie zmieniają, a ci z tzw. koneksjami i /lub żadnymi kompetencjami liczą się i liczyć będę zawsze bardziej.
Dotarło do mnie.
Najbardziej to do mnie dotarło, gdy wróciłam do pracy po zwolnieniu. Gdy zobaczyłam swoją teczkę z której nie została wyciągnięta ani jedna kartka, ani jeden dokument, tylko wszystko leżało przez pół roku uśmiechnęłam się z politowaniem myśląc ile zjebów człowiek dostał, za wiele innych rzeczy, które podobno można było zrobić szybciej i na już, natychmiast:) A tak leżały sobie spokojnie czekając na mnie:):)Taki był ich status pilności.
Pożegnalne maile.
Gdy odpaliłam komputer i zobaczyłam ilość pożegnalnych maili, nie mogłam uwierzyć, że tyle ludzi w ciągu tego czasu kiedy mnie nie było odeszło. Uciekli. Najczęściej do miejsc dających większy zarobek i lepsze perspektywy rozwoju. Kiedyś nie za bardzo rozumiałam po co ludzie informują o swoim odejściu pracowników z którymi nigdy nie mieli kontaktu, Dziś powoli zaczynam rozumieć patrząc po wielorakości ich treści, że większość mówi w domyśle „Dzięki Bogu, że to koniec!” I Wcale mnie to nie dziwi. Sama po powrocie usłyszałam,że czego niby oczekiwałam,”czerwonego dywanu”😏 Już wtedy zapaliła mi się lampka alarmowa, ale stwierdziłam, poczekam, popatrzę.
I tu z pomocą przychodzi mi artykuł, który jest praktycznie kompendium wiedzy co się dzieje nie tylko z wynagrodzeniami w samorządach, ale ze stanem psychicznym pracowników.
Ludzie mają dość!
Ludzie mają zwyczajnie dość. Wielu pracuje naprawdę ciężko za żebraczą obecnie pensję. Pensje stoją od lat, koszty życia w przeciągu ostatniego roku wzrosły znaczącą.Nikomu nie trzeba tłumaczyć, każdy chyba robi zakupy. Wyciągnęłam w weekend swoje paski .Ktoś by pomyślał kto dziś jeszcze zbiera paski:) No ja zbieram, ale już nawet nie otwieram.
Wiecie jaka jest różnica między moimi paskami w okresie od listopada 2014 r. do października 2022r. 217, 17 zł. To tak jakby moja pensja rosła o jakieś 2,5 zł miesięcznie:):)przez tyle lat.🤣🤣🤣🤣😂
Pozostawiam bez komentarza, ale ten kto czyta, może zrozumie niejednego wkur@#nego urzędnika.
Logika niepojęta.
Nie dociera do mnie logika rozporządzania pieniędzmi. Skoro wyłącza się ludziom światło( tak,to nie żart 😏), wydaje się instrukcje jak korzystać m.in. z czajnika elektrycznego, każe się pracować przy zakręconych kaloryferach, żeby było oszczędniej, a petenci wielu wydziałów i tak nigdy nie odwiedzają po co tych ludzi trzymać w urzędach? O ile spadłyby koszty utrzymania samych budynków, a ile więcej można by ludziom, dołożyć do pensji, gdyby umożliwić im pracę zdalną? Niestety nie dotarłam do takich badań, jeśli ktoś posiada chętnie się zapoznam.
Za okres pandemii – pewnie nie tylko ja- nie dostałam żadnego dodatku do niczego. Do energii, wody czy Internetu. Nawet z komputera i telefonu musiałam korzystać prywatnego, a po pandemii wymienić sprzęt, bo się wyeksploatował. Minęły prawie trzy lata i dopiero teraz zaczną wchodzić przepisy. Jestem bardzo ciekawa czy kiedyś ktoś wpadnie na to by zwracać ludziom, którzy nie dostali żadnego dodatku z tytułu pracy zdalnej.
https://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/8605149,praca-zdalna-2023-zmiany-w-kodeksie-pracy-2023.html
https://ksiegowosc.infor.pl/zus-kadry/inne/5638239,praca-zdalna-2023-obowiazkowe-dokumenty.html
Szukam rozwiązania.
Myśląc o własnym zdrowiu rozmawiałam o powrocie do pracy zdalnej, bo przepisy zezwalają w moim przypadku na taką.Usłyszałam, że skoro ponad 300 pracowników pracuje normalnie dlaczego niby ja miałabym takie zezwolenie otrzymać.
No właśnie dlatego, że po pierwsze przepisy na to zezwalają.
Po drugie w czasie pandemii większość tak pracowała i jakoś wszystko było na czas zrobione.
Po trzecie dlatego,że muszę dbać o własny komfort psychiczny.Kto ma o niego zadbać jeśli nie ja sama?
Jeśli człowiek wychodzi ledwie o własnych nogach ze szpitala po miesiącu i pierwszy telefon jaki odbiera to z pytaniem nie jak się czuję tylko kiedy wraca do pracy tzn.,że coś tu jest mocno nie halo.
Jeśli będąc na zwolnieniu pomaga się zdalnie z domu,mimo że w pracy są ludzie, którzy biorą pieniądze za te same zadania i nie potrafią ich wykonać to o co w tym wszystkim chodzi?
Kobieto,przejrzyj na oczy!
Daleka zawsze byłam od łażenia po psychologach i innych podobnych specjalistach.Jednak, gdy usłyszałam,że mam nie mówić o swojej chorobie,bo skoro mam pozwolenie na pracę to mogę pracować coś we mnie pękło.
Jestem po bardzo ciężkim weekendzie. W zeszły czwartek pierwszy raz w życiu miałam wrażenie,że mam zawał.Nie mówiąc o biegunkach, które męczą mnie od tygodni.Prawie dwugodzinna nocna rozmowa z psychologiem uświadomiła mi, że jestem poddawana mobbingowi, który ciężko będzie udowodnić. Że mam dom, dwójkę dzieci i partnera ,a wszystkie relacje z nimi zaczynają się sypać,bo z pracy wracam znerwicowana. Że jestem zza twardej gliny ulepiona, żeby dawać sobie matołom skakać po głowie.Że za wiele pracy włożyli lekarze i pielęgniarki by w ogóle przywrócić mnie do życia by teraz ci , którzy nie chcą niczego zrozumieć wszystko zniszczyli,bo tak im wygodniej. I to jeszcze za co? Za te ochłapy?
Po co to piszę?
Po co to piszę?
Może Ty też tak jak ja jesteś na takim etapie.Może kochasz swoją pracę, ale są w niej ludzie, którzy Cię wykańczają.
Może słyszysz tylko ciągle,że coś się nie da ,że weź się w garść, inni mają gorzej, i co to za problemy.
To są problemy.Bo kiedy praca niszczy Ci rodzinę, w nocy budzisz się z płaczem, organizm wysyła sygnały, że to ostatni moment by działać. Czasem musi spojrzeć, ktoś obcy na całą sprawę i utwierdzić nas w przekonaniu, że to co czujemy to nie „wymysły”.Że nic się nie zmieni jeśli sami nie weźmiemy sprawy w swoje ręce.
Dziękuję.
I dziś mówię dziękuję.Dziekuję człowieku, który najpierw mnie zjebaleś, a potem kazałeś mi trzymać łeb pod zimną wodą bym się ogarnęła zanim zacząłeś ze mną normalnie rozmawiać. Widocznie czasem tak trzeba- inni muszą wszystko rozpieprzyć i spokojnie spać,by gdzieś tam po drugiej stronie linii, ktoś to wszystko naprostował. Grazie 🍀😉