Widziałeś kiedyś kratkę? Kratki są różne. Niebieskie, różowe, czarne. Cienkie i grube. Zwykle w zeszytach. Takich z piękną okładką. Lakierowaną, zieloną , błyszczącą, gładką. Na środku z wielką biedronką. Czerwoną… Albo koniczyną. Czterolistną – na szczęście.
Bywam zamknięta okładką cienką, lekką i barwną. Czasem gniecie mnie okładka z szarej tektury. Na zewnątrz jest bardzo ładna, w oczy rzuca się barwna grafika. Zdarza się podziurawiona. Wówczas i ja jestem taka. Mimo, że spina nas bardzo dokładnie metalowa sprężynka, prześwity zostają. To najgorsze co może mnie spotkać – te dziury. Bo gdy one się pojawiają, często dręczy nas jeszcze długopis. Czułeś kiedyś dźgnięcia długopisu? Bywają bardzo gwałtowne, tak raz za razem, nieustannie przez długie minuty. Niekiedy wbija się on rzadziej, ale mocniej. I wwierca, poszerzając dziury. Ból jest prze okrutny. Nie mam dokąd uciekać. Nikt mnie nie słyszy. Mogę tylko cierpliwie czekać na koniec mej męki. Albo szczęśliwie długopis zakończy swą morderczą działalność albo porozrywa me dziury do końca. Wtedy poszybuję na ziemię wypatrując buta, który zakończy moją historię.
Wiem, że ciężko Ci to zrozumieć. Pewnie spotykasz same ładne kratki. Otwierasz okładkę, przyciskasz ją lekko do biurka i dotykasz ręką nieskazitelnie czystej kratki. Będziesz zapełniał swą kratkę dobrocią i mądrością. Myślami idealnymi. Kreślił na niej plany – wybitne. Pisał mowy.
A może nie? Może usiądziesz w sobotni wieczór przy stole z lampką winą i otworzysz swoje kratki poddając się zadumie. Trzymając w ręce najtańszy długopis, ale dobrze układający się do ręki i miękko piszący, będziesz stukać nim o stół w poczuciu bezsilności szukając rozwiązania. Będziesz patrzył przez okno, gdzie te same gwiazdy tylko w innym układzie z tym samym księżycem z politowaniem, kolejny wieczór z rzędu przypatrują się Twojej bezradności. Przy ostatnim kieliszku położysz swoje kratki spać. Nie powiesz im: „Żegnaj.”, bo jeszcze się nie poddałeś. Odkładając je na półkę szepniesz: „Do jutra.” i odwrócisz głowę by nie patrzeć już więcej na znów pozostawioną pustkę na kratkach.
Ja, kratka, to Ty. Linie poziome pokazują stan uśpienia. Letarg. Ciszę. Zgon. Linie pionowe są dynamiczne. One lubią jak coś się dzieje. Chodzą. Niecierpliwią się. Budzą linie poziome zapraszając do zabawy. Śmieją się. Denerwują się i złoszczą. Żyją. Jesteśmy takie same.
Po mnie pisano ołówkiem. Żyliśmy w wielkiej przyjaźni – ja i ołówek. Prosty, drewniany, miękki. Raz kaligrafował finezyjne litery układając je w wyrazy tworzące czarujące opowieści. Uwodził mnie nimi często. Kiedy indziej patrząc na mnie przyciskał swój mocno zatemperowany grafit do mych szczupłych linii. Potrafił jednak zapełnić mnie takimi bohomazami, że sama zakrywałam się okładką nie chcąc na niego patrzeć. Jednak tak wygląda życie. W całej swej prostocie nieidealnie idealne.
Obudziłam się któregoś dnia cała pomięta. Pusta. Bez jednego wyrazu. Obok mnie leżała gumka. Czułam bijące od niej ciepło. Wiedziałam co zrobiła. Pożywiona moją historią bezkarnie zasnęła. A Jego nie było. Do dziś nie wiem co się z nim stało. Czy wpadł w jakąś szczelinę i wołając o pomoc zasnął z wyczerpania? A może odszedł do innej kratki? Albo leży na dnie torby schowany głęboko w szafie?
Nie ma wieczoru bym o tym nie myślała prostując swoje linie. Te poziome prawie doprowadziłam do porządku. Pionowe – choć oporne – też zaczynają się poddawać. Coraz bardziej zaczynam przypominać siebie z dawnych lat. Choć nie wszystkie wgłębienia można wyprostować to jeszcze można zanotować na nich kolejne piękne ciągi zdań. Tylko czy jeszcze produkują takie miękkie ołówki? Gdzie się nie rozejrzę to żywica syntetyczna, brak drewna i grafit jakiś nie teges.
A ja, kratka, jestem trochę staromodna i lubię się czasem zanurzyć w różnych odcieniach szarości…
#opowiadanie #kratka #ołówek