
Książę z bajki.
Nie ukrywajmy każda kobieta już jako mało dziewczynka marzy o tym, że spotka księcia. W większości bajek zawsze pojawia się motyw wielkiej miłości. Z mniejszym lub większym perypetiami kochać chcą zwyczajnie wszyscy. Sprzęty domowe, zwierzątka, roślinki, auta i oczywiście ludzie. Dziewczynki częściej o tym mówią, chłopcy zazwyczaj kwitują temat „Ble” albo „Fe” nawet, gdy już trochę podrosną zmieniają się w samców alfa o miłości mówią rzadko, niechętnie lub wcale.
Dlaczego więc, ludzie – specjalnie piszę „ludzie” by wyrazić podkreślić, że chodzi mi i o mężczyzn i o kobiety – pobłażająco patrzą na czytelniczki romansów?
Czego szukają w nich kobiety?
No właśnie – czego?
Księcia z bajki!
I choć romanse czytają zarówno panie zajęte i jak wolne i jedne i drugie łudzą się, że historia z książki przeniesie się w magiczny sposób do ich życia.
Że kiedy będą z psem na spacerze w parku i czworonóg zgubi piłkę to znajdzie ją tajemniczy nieznajomy. I później będzie – mam się rozumieć 😉- love.
Albo jak im się zepsuje auto to na głębokim zadupiu zatrzyma się piękny Brad Pitt i własnymi ręcami go zreperuje.
A jak wyjadą na urlop do Mielna siedząc w zatłoczonej lodziarni pan o zniewalającym uśmiechu poda im pięć złotych, które wypadło im z portfela przy kasie.
Książki.
Jakby tu powiedzieć…Nie chcę nikogo pozbawiać marzeń, bo mamy sierpień i przed nami noce pełne spadających gwiazd, ale z autopsji wiem, że takie rzeczy najczęściej tylko w kinie, na Netflixie lub właśnie na kartach książki.
Lepiej, gorzej napisanych, ale jednak kobiety lubiące czytać, marzycielki i romantyczki, czułe i wrażliwe stworzenia, na podstawie takich historii budują sobie obraz idealnego partnera.
Jaki on będzie piękny, dobrze wychowany, markowo ubrany, atletycznie zbudowany, będzie znał trzysta języków. Będzie miał dom z ogrodem, własną wyspę, a na pierwszą randkę zabierze ją na Księżyc.
Okej. I co było/ będzie dalej?
Stany wygrywają.
Tu docieramy do historii, która stworzyła Pani Lipińska.
Nie ukrywajmy – mężczyźni mają swoje porno, gazety, kluby. A kobiety? Właściwie to nic. Raz na jakiś czas powstanie film romantyczny z bardziej odważnymi scenami nagości czy seksu. Jak pokazała książka, a następnie jej ekranizacja ” 50 twarzy Greya” zapotrzebowanie na kino erotyczne dla pań jest ogromne. Dlaczego? Bo „takich” filmów zwyczajnie nie ma. Z dreszczykiem, z pieprzykiem, z niesamowitą historią miłosną w tle, a kobiety właśnie tego potrzebują i na to czekają. By kinematografia otworzyła się na ich potrzeby z różnych powodów.
Zacznijmy rozmawiać!
Seks jest ciągle tematem tabu. Nawet w gronie najbliższych przyjaciółek kobiety, rzadko kiedy dzielą się swoimi łóżkowymi doświadczeniami. Ogarnia je wstyd. Hamują się. Najczęściej powód leży w nas samych.
Kobieta to istota bardziej złożona niż facet. Pod byle pretekstem jest wstanie zniszczyć drugą. W odwiecznej walce o serce mężczyzny potrafi nawet z najbliższej przyjaciółki zrobić przysłowiową kurwę. Wylewność w tych tematach jest rzadkością. Nigdy nie wiemy czy intymne szczegóły naszego życia nie wypłyną przy pierwszej poważniejszej awanturze. Czy druga osoba, choćby była nam najbliższa, naszą chęć podzielenia się wiedzą, doświadczeniem czy problemami nie wykorzysta przeciwko nam. Nie żyjemy w średniowieczu, a zmuszone jesteśmy czerpać wiedzę o własnym ciele, zaspokajaniu własnych potrzeb czy urozmaiceniu życiu seksualnego z książek. Pytanie kobiety czy się masturbuje lub czy posiada wibrator wciąż jest okraszone prostackim śmiechem. Mężczyźni nie mają większego problemu z rozmową na „ten” temat, a wręcz zaleca się im regularną masturbację dla zdrowia. A płeć piękna? Bez faceta niech się zaszyje, bo jak jest singielką to powinna pościć by być „porządna”.
Dlatego oprócz tekstów w gazetach i Internecie bardzo często niepopartych żadnych naukowym nazwiskiem potrzebne nam jest dobra literatura erotyczna i kino z prawdziwego zdarzenia.
Porno dla ubogich.
Po obejrzeniu pierwszych dwóch części „365 dni.”, filmu, który absolutnie mnie nie porwał zdecydowałam się sięgnąć po książkę z nadzieją, że być może film został zwyczajnie zjebany. Niestety. Po 100 stronach przerwałam czytanie. Szkoda mi było oczu. Tak jak uważam sama siebie za osobę otwartą w tematach związanych z nagością, wulgaryzmami, ect. tekst ten wzbudził we mnie odruch wymiotny. Język jakim zostało napisane te pierwsze sto stron jest tak prymitywny i rynsztokowy, że nie dałam rady. Jest to ewidentnie dowód na to jak można zarobić pieniądze na czymś co tak naprawdę delikatnie mówiąc jest niczym. Książka, która popłynęła na fali popularności amerykańskiego Greya od którego faktycznie można dostać gęsiej skórki i przenieść sporo rzeczy by urozmaicić własne życie erotyczne, okazała się totalnym badziewiem. Autorka dziś sama z uśmiechem na nowej twarzy zrobionej za pieniądze zarobione na tym grubym szmatławcu przyznaje, że może spokojnie żyć do końca życia nie robiąc nic. Zostawiam bez komentarza.
A jednak plus…
Jedynym plusem jaki widzę w całym szumie wokół tej książki i pożal się Boże filmu jest fakt, że kobiety zaczęły się budzić. Zaczęły oczekiwać czegoś więcej. Przede wszystkim od swoich partnerów. Zobaczyły, że nie trzeba wiele by czerpać radość z seksu. Choć książka i film jest oderwana od rzeczywistości, napisano ją językiem wieśniackim, a sceny seksu nakręcono ocierając się o tragikomedię uruchomiły one falę artykułów o życiu seksualnym ogólnie.
Bardzo dobrze. Niektóre są napisane mądrze, inne trochę zabawnie, ale wszystkie niosą jedno przesłanie.
Życie jest jedno, a seks jest doskonałym lekarstwem na wiele dolegliwości. Nie należy go sobie odmawiać tylko czerpać radość z tego, że natura skonstruowała nas tak byśmy odczuwali przyjemność nawet wtedy, gdy dobra materialne są dla nas nieosiągalne.