Wielkie oczy. Mówi się, że strach ma wielkie oczy. Strach nie ma oczu. Strach ma wiele twarzy. I w różny sposób można go odczuć. To takie uczucie, które siada na piersi i przytłacza. Nie boli, ale przygniata. Dręczy w wyrafinowany sposób. Zasłania to co prawdziwe, pokazuje najgorsze scenariusze, wiele wersji jednego wydarzenia. Zaburza obraz widzenia. Nie da się od niego odciąć. Nie daje spać, powoduje przyspieszone bicie serca. Czasem człowiek lubi się bać. Po to tworzą…
Kategoria: OPOWIADANIA
Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
To już trzeci raz w tym tygodniu. Zwykle tego nie robię. Ty wiesz co lubię najbardziej. Ale teraz Ciebie nie ma. Otwieram zamrażalnik i wyjmuje prostokątne pudełko. Wyjmuję miskę i biorę łyżkę, którą zwykle jem rosół. Największa z szuflady. Wbijam ją w zamarzniętą mieszankę odtłuszczonego mleka cukru, syropu glukozowego, emulgatorów, barwników, tłuszczu kokosowego i innych. Wbijam ją z taką siłą z jaką łamałeś mi wiarę i nadzieję. Głęboko i mocno. Wyciągam łyżkę z lodową, kolorową…
Dwadzieścia parę lat…
Konferencja. Myślę co teraz czuję. Cofam się do naszego pierwszego spotkania. Spotkaliśmy się przez przypadek na konferencji. Dostrzegłeś mnie, gdy wychodziłam z auli. – Róża? – poczułam jak łapiesz mnie za łokieć. Odwróciłam się i zobaczyłam Ciebie. Nic się nie zmieniłeś przez te dwadzieścia parę lat. Nienagannie ubrany i ogolony. Spojrzałam na Ciebie i powiedziałam: – Co za zbieg okoliczności! Cześć Adam!- choć wiedziałam, że to wszystko kłamstwo. Szef wysłał mnie na ten…
Koncert – część 2
Robert. Gdy wyszedłem znowu na ulicę w twarz uderzyło mnie gorące powietrze. Dzień zbliżał się ku końcowi, ale temperatura chyba nie zamierzała odpuszczać. Jeszcze raz dotknąłem ręką kieszeni. Była tam. „Mapa” nakreślona przez Katarzynę ściśle przylgnęła do materiału. Wyciągnąłem ją. Jeszcze raz zacząłem studiować narysowane przez nią kartograficzne dzieło. Dotarłbym pewnie i bez rysunku, ale … Powolnym krokiem, zmierzając do samochodu skręciłem w jedną z wąskich rynkowych alejek. Starając się…
Koncert.
Robert. Wąska, brukowana uliczka. Odgałęzienie rynku. Było już bardzo późno. Ostatnie miejsce do którego miałem dziś dotrzeć. W coraz bardziej dziwnych miejscach lokalizują te firmowe sklepy. Samochód tam nie dojedzie. W skórzanych pantoflach po całym dniu w trasie na sam koniec półmaraton po kocich łbach z kartonami. Marzenie przedstawiciela handlowego na dorobku. – Jak słodko – wyszeptała składając ręce Pani Kasia, gdy otwierając drzwi od jej lokalu zadzwoniłem głośno…
Jesteś lekiem na całe zło.
Plecy. Podchodzę do Ciebie i wyciągam rękę. Dotykam Twojej gładkiej, ale sztywnej koszuli. Jest taka piękna. Jasnobłękitna. Wkładam jedną i drugą rękę pod Twoje ramiona. Opieram głowę o Twoje duże i szerokie plecy. Mój policzek ogrzewa się od nich. Przejmuje ich temperaturę. Zamykam oczy. Wciągam głęboko powietrze do środka. Delikatnie, w każdy milimetr wnętrza mojego nosa wnikają Twoje perfumy. Upajam się nimi, a nogi mi miękną. Cała robię się mała, krucha i ciepła. Unoszę…
Góry.
– Jesteś idiotą – powiedział brat w 29 minucie rozmowy telefonicznej. Może i jestem. Ale czy każdy musi rozumieć kobietę? Oczy. Te oczy. Patrzą. Błyszczą. Widzisz w ich odbiciu siebie. Słońce wschodzące nad morzem razy dwa. Grzejesz się w ich blasku. Tydzień później widzisz w nich ciemność. Dno. Chmury . Studnie bez dna. Pustkę. Gdy wołasz nikt Ci nie odpowiada. Mija parę dni i zieleń zmienia się w granat. Widzę…
Stół.
W ręce trzymam papierowe ręczniki. Powoli odrywam listek po listku. Biorę do ręki butelkę z płynem, który czyści wszystko. Wszystko. Olej, ślady po palcach, zaschnięty keczup. I TO. Patrzę jak mgiełka, która jeszcze przed chwilą unosiła się w powietrzu osiada na blacie mojego drewnianego stołu w kolorze ciemnej wiśni. Bardzo starego mebla. Pamiętającego wiele świąt i rodzinnych obiadów. Rozmów telefonicznych i nieprzespanych nocy nad kolejnymi sprawami. Okruchów chleba po śniadaniu i śladów po dziecięcych…
Dobry człowiek.
Wymagania. Takie podejście burzy moje patrzenie na Ciebie. Czy ja mogę mieć w stosunku do Ciebie wymagania? Nie będziesz u mnie pracował. Nie jesteś psem, nie będę z Tobą jeździć na wystawy. Mogę powiedzieć, że bardzo bym chciała byś na początku był. Byś się zwyczajnie pojawił. Byś mnie stuknął wózkiem pod sklepem. Byś śpiesząc się do pracy musnął mnie ramieniem w przejściu podziemnym. Byś podał mi wypadające z ręki pieniądze. Byś zamiast patrząc się w telefon spojrzał mi w oczy i się uśmiechnął. Ja tu jestem. Czekam….
To co nam było.
Oddychasz tak spokojnie. Patrzę na Twoją twarz. Zamknięte powieki, ciemne rzęsy. Wyciągam rękę by dotknąć Twojego policzka. Wciąż nie wierzę, że leżysz obok mnie. Dotykam palcami Twojej skóry. Jest taka delikatna. Szybko cofam rękę w obawie, że się obudzisz. To było silniejsze ode mnie. Ten ruch. Musiałam się upewnić, że na pewno to nie sen. I tak pewnie nie zasnę. Będę czuwać. Mogę tak na Ciebie patrzeć godzinami. Teraz. Bo wcześniej wcale tak nie było. Tamtego…