
Tak sobie siedzę, czytam i myślę. Z której strony jeszcze moje Państwo będzie mnie dymać na pieniądze. Ale zacznijmy od początku….
Człowiek stara się żyć w miarę spokojnie, poczyta sobie jakąś książkę, czasem włączy telewizor czy pójdzie na spacer. W pracy lub podróżach spędza więcej czasu niż z własnymi dziećmi. Za*ierdala jak dziki osioł by spełnić podstawowe potrzeby swoje i swoich bliskich. Zarobić na dom i jeszcze odłożyć coś na „coś ekstra”. I czasem tak się w tym wszystkim zapędzi, że zapomina o najważniejszym. O zdrowiu.
Pada.
Przychodzi taka chwila, że wszystko pada. Pada deszcz, pada samochód, pada system w komputerze. Paść może wszystko. Okazuje się jednak, że człowiek nie pada. Wybitne dzieło boskie niepadające. Jednak sam Pan Bóg czy inny jemu podobny nie pomyślał, że ten twór wymyśli pracę, będzie nieodporny na różnego rodzaju choroby, co doprowadzi do jego samozniszczenia – po części.
Jako jednostka „wybitna” , nie korzystająca praktycznie nigdy z L-4, padłam. Widocznie jestem „gorszego sortu:)”. Po pół roku wróciłam do pracy. Bez żadnych przeciwskazań.
Jako najbardziej zapobiegliwa z zapobiegliwych od zawsze się ubezpieczam. Nie wyobrażam sobie jak można nie ubezpieczać domu czy życia. Moim zdaniem to podstawa. Takie minimum minimalne o co każdy dorosły człowiek powinien zadbać, a często tego nie robi z wielu przyczyn.
Zawsze słuchaj Mamy!
Od lat „siedzę” ubezpieczona w PZU. Za mój ostatni pobyt w szpitalu (miesięczny) i rekonwalescencję nie dostałam ani grosza. Moja Mama zawsze mówiła, że PZU to są złodzieje. I no cóż….Mama zawsze ma rację:) …no prawie zawsze:)
Złożyłam odwołanie i będę czekać. Albo się z firmą pożegnam.
I po urlopie…
Tak mi się nieszczęśliwie przydarzyło, że po powrocie do pracy i przymusowo wziętym urlopie ponownie trafiłam na L-4.Z innego powodu niż byłam, ale do pracy wrócić nie mogę. Taka pierdoła by się wydawała, paluszek:). Nabrzmiały, czerwony z odchodzącym paznokciem, bolący jak sto sku@#$ów jak człowiek zrobi tylko dwa kroki w butach.
Biorąc pod uwagę panujące warunki atmosferyczne na klapki to już trochę nie pora. To nie Turcja:) Na bosaka też tak trochę słabo komunikacją jeździć. Wprawdzie Kuba Sienkiewicz śpiewał, że wsiadł do autobusu człowiek z liściem na głowie, ale nie wiem czy kobieta w październiku z gołymi stopami by przeszła:).
Jak się jednak okazuje za zwolnienie po półrocznym okresie nieobecności jeśli nie minęło 60 dni nie należy mi się nawet złotówka. Mogłabym mieć wypadek samochodowy, złamać nogę, dostać zawału, ale …dopiero po 60 dniach. Wcześniej nic nie może się mi przydarzyć. Nawet kataru nie mogę mieć! Znaczy to tyle, że wracając po 182 dniach zwolnienia jestem jakąś wyższą formą życia niż przeciętny człowiek. Omijają mnie choroby i nieszczęścia. Cyborg po prostu.
Zdrowia…
Wszystkim tworzącym takie prawo życzę dużo zdrowia. I cierpliwości. A szanownym rządzącym oszczędności radzę zacząć szukać we własnych portfelach. Nie w budżetach tych co i tak nie mają albo mają niedużo. Bo prawda jest taka, że ci co mają najmniej najwięcej zasuwają na wasze premie, dodatki, nagrody, samochody i ch*j wie co tam jeszcze. Na te wasze przekręty i wystawne życie.
Przy tak naprawdę śmiesznych płacach zabierać ludziom możliwość tego co im się ,mówiąc za naszą „ukochaną” byłą już panią premier ” po prostu należy”?
Marzenia.
Niedługo mam urodziny. I gdybym mogła mieć jedno marzenie takie totalnie
oderwane od rzeczywistości to życzyłabym sobie by ten rząd wreszcie padł. Bez
możliwości reaktywacji. By ci co powinni poszli siedzieć, by w tym kraju
zaczęło być w końcu normalnie. Bym wreszcie mogła spokojnie oglądać wiadomości,
nie patrząc na te tępe ryje.
P.S.
Wyborco PiS, Bóg zapłać:)!