
Kochana Służba Zdrowia.
Tak…Ostatnimi czasy służba zdrowia to mój konik. Chodzę sobie po różnych przychodniach ze sobą, z dziećmi i mam do czynienia z lekarzami różnej specjalizacji. Czasem, gdy wychodzę z gabinetu jestem mega pozytywnie zaskoczona. Tak bardzo, bardzo. Tak bardzo, że czasem nie wierzę w to, że miałam do czynienia z lekarzem.
Pierwszym lekarzem, który zrobił na mnie niesamowicie dobre wrażenie był lekarz endokrynolog Łukasz Kuchnio do którego trafiłam po szpitalu. Człowiek w moim mniej więcej wieku, uśmiechnięty, rzeczowy, dokładnie przeglądający dokumentację, którą przyniosłam. Na spokojnie, bez spiny, na luzie rozmawiał ze mną jak z człowiekiem tej samej kategorii, nie wywyższał się. Wzbudził moje ogromne zaufanie. Przy kolejnej wizycie było dokładnie tak samo. Do dziś jestem w szoku, że takie perełki w środowisku lekarskim się zdarzają.
Następnym lekarzem, który zachował się jak równy gość był pan doktor Jakub Piotr Kmiotek (pediatra, hepatolog, gastrolog) z Centrum Zdrowia Dziecka. Podczas wizyty z Szymonem rozmawiał z nim po męsku, ale tak by go nie przestraszyć. Tłumaczył jak dziecku, ale mówił jak do dorosłego. Widziałam po Szymonie, że słowa lekarza -mężczyzny zrobiły na nim wrażenie. Nie wiem na jak długo i jak bardzo wziął je sobie do serca, ale sam zaczął patrzeć trochę inaczej na jedzenie i sport po tej wizycie.
Lekarzem, który zdecydowanie jak dla mnie rozwalił system była pani doktor też z Centrum Zdrowia Dziecka – Hanna Dmeńska alergolog, pediatra , specjalista chorób płuc. U niej natomiast byłam z Miłoszem. Miłoszka nie da się nie kochać. Ale równie szybko można go znienawidzić za zachowanie odbiegające często od normy:). Pani doktor, kobieta w wieku już na pewno emerytalnym zwróciła moją uwagę nim weszliśmy do gabinetu. Sposób w jaki się poruszała wchodząc i wychodząc, jak zapraszała pacjentów, a następnie jak badała i rozmawiała z Miłoszem świadczył o niebywałej wprost energii, witalności, charyzmie i podejściu do małego pacjenta.
Takich lekarzy nam brakuje. Ciepłych, serdecznych, otwartych, będących dla pacjenta. Rozumiejących potrzeby chorych, słuchających, umiejących przekazywać wiedzę adekwatnie do wieku. Do takich ludzi wraca się z przyjemnością, każda wizyta jest zwyczajnie wizytą. Nie wywołuje stresu na tydzień przed, nawet, gdy człowiek zdaje sobie sprawę, że może usłyszeć różne rzeczy. Idzie jak na spotkanie z dawno niewidzianym znajomym, a nie jak na ścięcie.
Czasem jednak można trafić -jak w każdym zawodzie -na człowieka z podejściem takim, że rzygać się chce od pierwszych trzydziestu sekund rozmowy. Czasem nawet nie trzeba nic mówić. Wystarczy spojrzeć na twarz i wiemy kto zacz.
I mi się trafił ostatnio taki lekarski ewenement. Po co o tym pisze? Bo być może , któraś z pań będzie szukała pomocy ginekologa to tego niech omija szerokim łukiem. Polecam rzut kamieniem wprost w drzwi gabinetu.
I chciałam w tym miejscu wyraźnie zaznaczyć. Nie piszę o wiedzy czy kompetencjach lekarskich, a o sposobie bycia i traktowania pacjenta. Ujmując jednym słowem o CHAMSTWIE.
Niezły tu macie burdel…
Szpital Bielański zawsze dobrze mi się kojarzył. To tam urodził się mój pierwszy syn. Tam też kiedyś trafiłam na śp. Romualda Dębskiego, profesora o niezwykłym sercu i podejściu do pacjentki. Jego opanowanie i chęć pomocy zrobiły na mnie piorunujące wrażenie.
Dziś po latach szukając nowego lekarza w pierwszej kolejności właśnie tam skierowałam swoje kroki. Nie będę pisać o burdelu tam panującym (nie wiadomo gdzie iść, znikąd informacji żadnej itd), ale o lekarzu na którego miałam wątpliwą przyjemność trafić.
Na wizytę przyjechała spóźniona przez problemy komunikacyjne na mieście, choć od pani w rejestracji i tak usłyszałam, że umówiona godzina wizyty jest tylko „umowna” (no kurwa niemożliwe, phi 🤬). Ale w związku z tym, że się spóźniłam to pan doktor mnie może nie przyjąć. Tak, jasne –pomyślałam. To ja zapierdalam z drugiego końca Polski na tzw. „umowna” godzinę a pani w rejestracji będzie decydować o tym czy pan doktor mnie łaskawie przyjmie czy nie. Ciekawe. Po tym jakże „czułym” powitaniu nie za bardzo mi się chciało już z kobietą rozmawiać więc kartę wyrobiłam w informacji. I tak dumna z ominięcie jakże władczej pani rejestratorki ruszyłam pędem do gabinetu.
Gdy otworzyłam drzwi mym oczom ukazał się człowiek wieku podeszłego z miną taka że bez kija to nie podchodź. Bez zbędnego „Dzień dobry” dostałam opierdol z wejścia, że się spóźniłam. Pan doktor nawet nie chciał słyszeć, że niestety, ale jak się podróżuje komunikacją to czasem opóźnienia się zdarzają. Usłyszałam tylko chamskie burknięcie, że powinnam z domu wyjść wcześniej.
Tego dnia byłam już wystarczająco ugotowana. Nie mam już dwudziestu lat więc grzecznie powiedziałam, że mogę wyjść z gabinetu jeśli takie straszne przestępstwo popełniłam. I o dziwo usłyszałam, że tak mogę wyjść. Przepychanka słowna trwała jeszcze chwilę. Doszłam do wniosku jednak, że nie po to straciłam już ponad 3 godziny by tylko wejść i wyjść z gabinetu.
Wyciągnęłam cała dokumentację medyczną („a po co mi to Pani pokazuje?”) chciałam rozpocząć od początku w miarę kulturalną rozmowę, ale po zaoferowaniu wizyty w prywatnym gabinecie za skromne 1500 zł coś we mnie pękło. Po pańskim komentarzu, że „ale jak to w Zalesiu nie ma ginekologa? To dziwne” i tempo – głupim uśmiechu na twarzy powinien się Pan cieszyć, że jednak poszłam w fitness nie w karate.
Weź się ogarnij!
Szanowny Panie Doktorze.
Niech Pan sobie wyobrazi, że tak w Zalesiu nie ma ginekologa. Ha, powiem więcej, tu nawet sklepu nie ma:) Serio:)
Przyszłam do Pana po wieloletniej przerwie. Przyjechałam na prawdę z daleka. Miałam do Pana przynajmniej z dziesięć pytań. Nie zadałam żadnego. Wie Pan dlaczego? Bo Pana stosunek do mnie jak kobiety i człowieka był odrażająco oburzający.
Być może tyle pieniędzy zarobił Pan już na swoich pacjentkach, że do pracy lata odrzutowcem i nigdzie się nie spóźnia. Ja nie będę kolejną, która dołoży do pańskiego paliwa.
Dziś nie dziwię się wcale dlaczego kobiety omijają szerokim łukiem gabinety ginekologiczne. Dlaczego tak wiele zostaje bez pomocy i nie bada się. Jak mają być traktowane tak jak ja , z góry, bez empatii, chęci zrozumienia, po chamsku, to zwyczajnie nie chcą się rozbierać przed obcym facetem a co już dopiero opowiadać o swoich problemach.
Szczytem bezczelności był wyjazd z propozycją prywatnej wizyty. Czy Pan serio myślał, że po takiej autoprezentacji zyska dodatkową naiwną klientkę?
Sorry, ale nie! Powiem więcej. Mam nadzieję, że dzięki temu postowi część kobiet ominie spotkanie z panem w ramach NFZ i nigdy do Pana nie trafi by nie poczuć jak delikatnie mówiąc zło konieczne.
Czasy są takie, że lekarzy – a zwłaszcza ginekologów – mamy wielu. I są to specjaliści nie tylko w swoim fachu, ale i doskonali sprzedawcy. Szalenie mili, dbający o pacjentkę, z hollywodzkim uśmiechem. I do takich lekarzy się wraca. Nie do starych tetryków na widok, których rzygać się chce.
Drogie koleżanki szukam fajnego ginekologa. Prywatnie. Bo jestem już za stara by tracić czas na jeżdżenie po gabinetach nie wiadomo, gdzie. Szukam lekarza/ lekarki z klasą z którym można pogadać. Będę wdzięczna za namiary.
Z niedzielnymi pozdrowieniami…:)
chodziłam na wizyty do tego ginekologa 18 l temu prywatnie w 1 ciąży, ucieszyłam się że pracuje w Bielańskim bo tam mialam rodzic, okazało się że może być przy porodzie ale za 1500 zl🙈nie skorzystałam.