Było już ciemno. Wiał silny wiatr. Chodniki zmieniały swoją barwę z ciemnoszarej na czarną pod wpływem nieustannie padającego deszczu. Śpieszyła się. Było zimno. Ten beżowy płaszcz zdecydowanie nie nadawał się na panujące warunki atmosferyczne. Osłoniła szczelniej twarz by woda nie rozmazała jej makijażu. A on przecież właśnie taką ją lubił. Nic specjalnego właściwie, ale wiedziała, że to mu się w jej podoba. Ta czarna kreska, długie rzęsy i czerwone usta. A może ten klasyczny styl już nie zrobi na nim wrażenia? Biegła. Słyszała jak stukot szpilek synchronizuje się z kroplami deszczu.
Serce waliło jako oszalałe. W głowie nie miała żadnego scenariusza.
Wejdę i powiem – pomyślała. No właśnie, ale co? Wiedziała, ale … nie wiedziała. Skronie jednak pulsowały od emocji. A jak go nie będzie? Powoli zbliżała się do klatki, latarnie wokół wciąż paliły się tym samym brudnym, ciemnopomarańczowym światłem. Nawet domofonu nie ma. Tyle lat.
Weszła, minęła na schodach wychodzącego dźwiękowca. Czasem mówił, że jak wracają to zostawia
u niego jakieś graty, czasem zostaje na noc jak pokłóci się z żoną. Spał czy zostawiał graty?
Ważne, że wyszedł. Jeszcze parę schodów i będzie pod drzwiami. Boże jak ja wyglądam. Cała jestem mokra, płaszcz przemoczony, ręce mam czerwone i zimne. Światło zamrugało na klatce złowrogo.
A może to znak, żeby się cofnąć? Nie, głupota. Nie po to jechała przez pół miasta, by teraz się wycofać. Teraz albo nigdy.
Stanęła przed drzwiami. Czy ktoś by pomyślał, że w takim miejscu może mieszkać właśnie on? A może mieszkanie stoi puste i wcale tu nie bywa? Skąd ma to wiedzieć przecież od lat tu nie była.
Dotknęła klamki. Widać, że nowa, bardziej elegancka i nowoczesna, ale kolor się nie zmienił.
Srebrna, zimna, chłodna. Jak jego oczy i to świdrujące spojrzenie. Otwarte. Zawsze zostawiał otwarte. Jak zaproszenie dla złodzieja. Idiota. Nie raz mu to mówiła. Zamykał tylko wtedy, kiedy przychodziła. To dla Ciebie byś zawsze mogła wejść – tak mówił. Wtedy czuła tę ekscytację. Teraz się zastanawiała ilu jeszcze to powiedział. Weszła do środka. Nigdy nie gasił światła w przedpokoju by nie przewrócić się
o własne buty, a trochę tego było. Zobaczyła te z jego ostatniego zdjęcia z wakacji. Czy naprawdę nie stać go na szafkę na buty? Przecież jest połowa stycznia! Już dawno powinny być wspomnieniem zamkniętym w pudełku. Z pokoju dobiegał odgłos włączonego telewizora. Więc jest. Nie patrzeć, nie patrzeć, udawać zaskoczoną.- kołatało jej się w głowie.
Podeszła do lodówki. Otworzyła ją. Stoi. Butelka białego, dobrego prosecco. Tu już nic nie trzeba było dodawać. Czekał.
– Kogo ja widzę? – usłyszała głos za plecami.
Odwróciła się i spojrzała na niego. Nic się nie zmienił, a dobiegał już prawie pięćdziesiątki. Wciąż ten sam niechlujny, ale pociągający zarost. Włosy dobrze przycięte, ciemne w których tak lubiła zanurzać palce. Dbał o formę, widziała to już wcześniej na Instagramie. T-shirt z czymś tam nie wiadomo czym
i jasne spodnie. W domu wyglądał zupełnie inaczej niż widziała w Internecie.
– Wpadłam tylko na chwilę, byłam w okolicy i pomyślałam, że skorzystam z … łazienki. – odparła patrząc mu w oczy.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem. Uśmiechnął się. Poczuła jak kawałek z wielkiego muru właśnie roztrzaskał się o podłogę.
– Naprawdę? Po 20 latach nagle jesteś tu „przypadkiem” i pomyślałaś właśnie o „łazience”? – zapytał. Ręce nabierały odpowiedniej temperatury, już nie wyglądały jak u bezdomnego. Wyciągnęła butelkę
i podeszła do niego.
– Otwórz proszę i daj mi ręcznik. –odparła udając, że nie słyszała ironii.
Popatrzył na jej mokry płaszcz i buty. Nogi, które wciąż były tak zgrabne jak ostatnio kiedy ich dotykał. Podniósł się ze skórzanej kanapy i biorąc butelkę dotknął jej ręki. Pulsowała.
– Czy Ty się nie potrafisz ubrać? – pokręcił głową z politowaniem.
– Co to znaczy , nie potrafię się ubrać? – zatkało ją.
– W taką pogodę, w takim ubraniu. Przecież to nie wiosna do cholery! – podniósł głos.
A to coś nowego. On się denerwuje. Ale w dobrej wierze. Martwi się o jej zdrowie.
Mimo przemoczonego ubrania czuła, że robi się jej cieplej. Kolejna cegła spadła.
– Dostanę ten ręcznik czy nie? Czy będziesz tak stał z tą butelką? – ściszyła głos jakby chciała zrobiła coś wybitnie nagannego.
Spojrzał jej prosto w oczy dotknął ramienia i powiedział : Już dobrze. Ale trzeba myśleć. Chcesz być chora? Ręcznik jest w łazience. Wiedziałem, że przyjdziesz.
„Wiedziałem, że przyjdziesz.?” Jasnowidzenie mu się włączyło?
– A skąd wiedziałeś?
– Nie wiem, tak jakoś czułem. Kobieca intuicja:) – uśmiechnął się do niej.
Gdy weszła do łazienki zobaczyła pralkę, a na niej …stos nieupranych rzeczy. Zamknęła oczy. Wdech, wydech, wdech, wydech. Przecież nie przyszłam tu sprzątać.
Zobaczyła piękne lustro i umywalkę, a obok wieszak z ręcznikami. Jest jego. Szary, prosty, można
odstraszający fakturą, nic specjalnego. Ot ręcznik. Jest i dla niej. No to się postarał. Gdzie on go dostał?
Biały – jak na nowe rozdanie. Dotknęła. Miękki jak koc. Jak z reklamy. Rozebrała się cała. Szybki i gorący prysznic. To jest to czego w tym momencie potrzebuję. Zebrać myśli.
Słyszała jak otwiera szuflady szukając otwieracza. Kolejny trzask. Szafka. Teraz wyciąga kieliszek / kieliszki? Nie ma żelu, jest tylko mydło. Jednak nie do końca pomyślał o wszystkim.
Ale to dobry znak. Nie bywa tu inna kobieta.
Przełączył program. Słychać w tle muzykę z jego playlisty. Zna ją prawie na pamięć. Pewne rzeczy jednak się nie zmieniają. Wytarła mokre ciało ręcznikiem. Właściwie to mogłaby w nim zostać, ale nie po to tu przyszła. Otworzyła szafkę nad pralką. Ciągle tam była. Jej stara suszarka. Czy ona jeszcze działa? Wygląda jak z poprzedniej epoki. Ale ruszyła. Włosy zaczęły szybko schnąć, szkoda jednak czasu – wyschną do końca jak będą rozmawiać. Musi w końcu jeszcze wrócić do domu. Spojrzała w lustro.
Nic się nie rozmazało, wszystko idealnie. No może twarz trochę starsza. Weszła z powrotem do pokoju. Siedział znowu na tej okropnej kanapie. Jak ona nienawidziła skóry, jak ona jednak do niego pasowała. To zimno i ta elegancja. Na szklanym stoliku przed nim stało wino i jeden kieliszek. Dobrze, niech będzie jeden. Może i lepiej.
– Już Ci lepiej ? – zapytał.
– Tak, lepiej dziękuję.
– To teraz powiedz czemu zawdzięczam tę wizytę.
– Mówiłam już, byłam przypadkiem.
– Nie ma przypadków. Przypadki się nie zdarzają. Sama nie raz mi to mówiłaś.
Czy on pamięta każde moje słowo? Wzięła kieliszek i wypiła prawie wszystko.
– To chyba będzie jakaś dłuższa rozmowa -mówiąc to nalał jej ponownie.
– Nie wiem czy dłuższa czy krótsza. Potrzebna. Mi. Teraz.
– No więc słucham.
– Ile mam czekać?
– Na co?
– A jak myślisz?
– No właśnie nie wiem.
– Aż dasz mi odpowiedź.
– Ale na co?
– Nie udawaj idioty.
– Nie udaje.
– Czekam już 20 lat.
– Nie wiem na co czekasz.
– Doskonale wiesz.
– Na mnie czekasz?
– Nie, na wiadomość o Twoim ślubie. – miało być sarkastycznie, a głos jej się zaczynał łamać.
– Nie mów, że to minęło. Jakby tak było nie byłoby tych otwartych drzwi, nie byłoby wina, ręcznika i tej muzyki.
– I tu mnie rozgryzłaś. – roześmiał się tak jak kiedyś, gdy obejmował ją jak myła naczynia.
– I co teraz będzie?
– Nie wiem. Ty mi powiedz.
– Czy Ty wiesz co ja mam…?
– Tak wiem – urwał jej w pół zdania. Wiem o Tobie prawie wszystko. Gdzie mieszkasz, pracujesz,
co czytasz, którym jeździsz autobusem, o której chodzisz spać. Albo nie chodzisz. Widzę to. I bardzo mi się to nie podoba. Bo źle robisz. Nie dbasz o siebie. Zapomniałaś żyć. Życie nie skończyło się jak zamknęłaś ostatni raz te drzwi, bo jak widzisz one wciąż są otwarte. To od Ciebie zależy co z tym dalej zrobisz. Nie ode mnie. Mogę teraz wstać i je zamknąć. Tak jak kiedyś. Możesz to zrobić Ty. Możesz dziś wrócić do domu i wszystko przemyśleć. Kiedy ostatni raz się uśmiechałaś? Bo ja tego nie widzę.
A uwierz, że ja patrzę. Widzę Cię nawet wtedy, kiedy nie zdajesz sobie z tego sprawy. Ja tu jestem cały czas i ciągle czekam. I też jestem zmęczony. Pojawiasz po tylu latach milczenia i pytasz co dalej?
Popatrzyła mu w oczy zaskoczona, usłyszała w głowie jakby czołg rozbił kolejny kawał muru.
Położyła mu rękę na ręce, zamknął ją w swojej. Przysunęła się bliżej niego, by bardziej poczuć jego zapach. Wciąż te same perfumy, którymi omotał ją jak nikt inny. Stopami zsunęła szpilki i podciągnęła nogi pod siebie. Nic nie mówiąc zabrała rękę i dotknęła jego twarzy. Zamknął oczy. On też tego potrzebował. Jej dotyku. Widać było, że mimo upływu lat ta twarz ciągle pamięta ruchy jej palców,
bo jego usta lekko zadrgały…Takich chwil nie da się wyreżyserować. To przychodzi samo, cokolwiek teraz zrobię lub nie, powiem lub nie, zrozumie. Zawsze rozumiał. Położyła głowę na jego klatce i poczuła bicie serca. W środku nie toczyła się żadna wojna. Miarowe uderzenia, prawie jak w zegarku. Spokojny, wyrównany oddech. Zamknął ją szczelnie w ramionach.
-Czy teraz to może się udać ?
-Ale co?
-No nam.
-Nie wiem o co pytasz.
-Powiedz, że się zmieniłeś. Że już nie gonisz jak kiedyś. Że jest w Twoim życiu większy kawałek dla mnie niż kiedyś.
-Chyba już dostałaś odpowiedź na to pytanie.
Pocałował ją we włosy. Jak ona to robi? Wciąż po tylu latach wzbudza w nim więcej emocji niż jakakolwiek inna kobieta z którą się spotykał. Podniosła głowę i popatrzyła jeszcze raz w te stalowe oczy, które teraz nie wydawały się już takie zimne jak godzinę temu.
– Naprawdę tego chcesz?
– Nic nie będę na Tobie wymuszał, co masz do stracenia. Sama musisz się przekonać, że czasami nie warto wierzyć przysłowiom. Wejdź jeszcze raz do tej rzeki. Zobaczysz, że będę czekał na brzegu.
– Odwieziesz mnie do domu?
– Taki miałem zamiar. Wiedziałem, że nie zostaniesz. Ostrożna jak zawsze. Cieszę się, że wpadłaś „tak przypadkiem” 🙂
Delikatnie ją odsuwając wstał. Podszedł do jej torebki i zaczął czegoś w niej szukać.
– Zgubiłeś tam coś?
– Tak. To jest moje. Zabieram. – powiedział ściskając w rękach buteleczkę perfum.
– Na wypadek , gdybyś zmieniła zdanie. Chcę mieć kawałek Ciebie, gdy będę zasypiał.
Po czym poszedł do sypialni. Wrócił po chwili i znów otworzył torebkę. Czekała.
–Włożyłem Ci mały prezent – tak na wymianę:) Ale otwórz go dopiero w domu.
Wiózł ją do domu z głową pełną myśli co przyniesie następny dzień. Niby spokojnie, ale jednak trochę nerwowo wybijał rytm muzyki na kierownicy. Patrzyła na jego profil i widziała dokładnie to samo
co kiedyś. Skupienie na drodze, mimo, że trasa była prawie pusta. Oczy śledzące każdy mijany samochód. I spokój, który udzielał się także jej – nie musiał nic mówić, wystarczy, że był.
Dotykał jej nogi jakby chciał się upewnić, że ciągle siedzi obok niego. Ale nie patrzył. Nigdy, nie patrzył. Ta wspólna, dobrowolna cisza zawsze dopowiadała więcej niż tysiąc słów.
Zamknęła drzwi od mieszkania. Nie zapaliła światła. Nie chciała męczyć oczu. Głowa i tak już za mocno pracowała. Zdjęła buty, weszła do kuchni i zapaliła lampkę nad kuchenką. Oparła ręce o blat
i wyjrzała za okno. Stał jeszcze, jakby czekał. Za chwilę jednak ruszył. Wróciła po torebkę. Nie otwierała jej od momentu kiedy ją zamknął. Mała, czerwona, atłasowa saszetka. Pierwszy raz taką widziała . Wyciągnęła ją na blat i odsunęła zamek. Ze środka wypadł brelok z w kształcie kota z przypiętymi trzema kluczami. W środku wyrwana na szybko kartka z notesu z dzisiejszą datą, złożona na sześć. Rozłożyła ją.
„To jest adres. I kod do domofonu. Kota zabierz ze sobą. To jest nowy rozdział. Napisz go porządnie. To będzie nasz teren prywatny.”
Podeszła do szafy i wyciągnęła walizkę. Kot pojawił się znikąd i jakby wszystko rozumiejąc wskoczył do środka. Uśmiechnęła się i wzięła go na ręce.