
Konferencja.
Myślę co teraz czuję. Cofam się do naszego pierwszego spotkania. Spotkaliśmy się przez przypadek na konferencji. Dostrzegłeś mnie, gdy wychodziłam z auli.
– Róża? – poczułam jak łapiesz mnie za łokieć. Odwróciłam się i zobaczyłam Ciebie. Nic się nie zmieniłeś przez te dwadzieścia parę lat. Nienagannie ubrany i ogolony. Spojrzałam na Ciebie i powiedziałam:
– Co za zbieg okoliczności! Cześć Adam!- choć wiedziałam, że to wszystko kłamstwo. Szef wysłał mnie na ten zjazd choć wiedział, że wcale nie chce jechać. Nie wiedział jednak dlaczego. Gdy zobaczyłam listę osób, kto będzie miał swoje odczyty, a wśród nich Twoje nazwisko poczułam niepokój. Wolałam, żebyśmy się nie spotkali.
Te dwadzieścia parę lat temu, gdy widzieliśmy się ostatni raz Ty miałeś już żonę w piątym miesiącu ciąży, a ja byłam pół roku przed maturą. Nie przeszkodziło Ci to całować mnie tak namiętnie, że prawie zemdlałam w ciasnej szatni podczas wesela mojego brata.
– Adam przecież Ty masz żonę – szeptałam Ci w usta między jednym a drugim pocałunkiem.
– To nic. Mam już przygotowane papiery. To był wypadek. Jeszcze chwila i będę wolny – dotykałeś moich pleców i wkładałeś dłonie pod sukienkę.
Wtedy na szybko, na gorąco starałam się uspokoić swoje wyrzuty sumienia. Dałam Ci wolną rękę. Właściwie dwie. Nie umiałam Ci się oprzeć. Chwyciłeś mnie na ręce i posadziłeś na kontuarze. Powiedziałeś: Kocham Cię. Uległam. Tak bardzo Cię chciałam. Wierzyłam w każde Twoje słowo. Czułam się tak bezpieczna w Twoich ramionach. Byłeś taki delikatny. Było tak jak chciałam. A potem…Potem przepadłeś. Nie odezwałeś się więcej. Nie byłam wstanie myśleć nie mówiąc o czymkolwiek więcej. Zawaliłam maturę, zaprzepaściłam rok. Całe szczęście pojawił się Adrian.
Jagnięcina, churros i wino Fino.
– Byłaś na moim wykładzie ?- widziałam jak oczy Ci błyszczą z podniecenia. Twoja twarz wyglądała teraz poważniej, dojrzalej.
– Żałuję, ale nie. Spóźniłam się na pociąg i niestety nie zdarzyłam – łgałam. Nigdy się nie spóźniam. Wolałam samotny spacer z kawą po parku niż półtoragodzinne słuchanie wykładu człowieka, który nie ukrywam, złamał mi serce.
– Kochana nic straconego. Tu niedaleko jest świetna restauracja. Zapraszam na obiad, a wszystkie najważniejsze kwestie omówimy w trakcie.-
Kochana? Zastanawiałam się jak zwyczajnie uciec z tej prywatnej prelekcji. Ale później uznałam, że właściwie dlaczego nie. Że to jedyna okazja by Ci powiedzieć jak bardzo mnie wtedy skrzywdziłeś.
– Chętnie. Jestem tu pierwszy raz, nie znam tego miasta, więc zdaje się na Ciebie. –
I tak trafiliśmy do niewielkiej hiszpańskiej restauracji z menu o niewiele mówiących mi daniach. Zamówiłeś dla nas jagnięcinę, churros i wino Fino. Zacząłeś opowiadać historię swojego życia. O tym jak żona Cię zostawiła dwa lata po narodzinach syna. Podobno próbowałeś mnie szukać, ale Ci się nie udało. Znalazłeś telefon do mojego brata, który nie odbierał od Ciebie połączeń. Po miesiącu przysłał Ci sms-a z jednym słowem: Spierdalaj.
Gdy w wieku czterech lat Twój syn zachorował na serce i nie obudził się po operacji spakowałeś się i wyjechałeś z kraju. Stwierdziłeś, że karierę naukową będziesz kontynuował za granicą. Padło na Hiszpanię. Wróciłeś pod koniec ubiegłego roku. Zmęczyło Cię życie na obczyźnie. Kupiłeś działkę pod miastem i postawiłeś dom. Nieduży, 120 metrów. Jednak męczy Cię samotność. Wracasz do pustego domu w którym czeka na Ciebie tylko Łachudra, Twój kot. Prawie wzruszyła mnie Twoja historia.
– A Ty? – pytasz wreszcie co u mnie po godzinnym wykładzie o sobie, swoim życiu, swojej karierze i domu.
– Ja? – zmieniłeś się , myślę. Kiedyś czekałeś na mnie każdego dnia pod szkołą. Dziś po godzinnym monologu łaskawie się pytasz co u mnie. Co, a właściwie ile mam Ci powiedzieć i czy tak w ogóle Cię to interesuje?
– Po tym jak przestałeś się odzywać z dnia na dzień – widzę jaki robisz się mały, bardzo dobrze – przeszłam załamanie nerwowe.- nie to chciałeś usłyszeć.
– Róża, przecież wiedziałaś jak było…-
-Nie przerywaj mi – chcę dokończyć to co zaczęłam, bo czuje, że to wino jest doskonałe. Dodaje mi odwagi i mam jedyną szansę by powiedzieć co mnie boli od ponad dwudziestu lat.
– Nie zdałam matury, studia zaczęłam rok później, zaocznie. Pracuję tak jak Ty, przy projektach. Dostałam propozycję wyjazdu. Holandia. Ciągle się zastanawiam.
Wyszłam za mąż za bardzo porządnego człowieka, choć to nie była wielka miłość. Ale mnie kochał, dbał o mnie, był przy mnie zawsze. Jego pasją były góry. Były zawodowym alpinistą. Nie wrócił z jednej z wypraw. – zamyślam się i patrzę na w połowie pełny kieliszek.
Bierzesz butelkę do ręki i dolewasz mi.
Nic nie mówisz, słuchasz mnie w milczeniu. Dlaczego mnie okłamałeś? Jak mogłeś mi to zrobić? Przecież obiecałeś! Gdyby nie Ty nic by się między nami nie zaczęło. To Ty przyjaźniłeś się z moim bratem i przychodziłeś do nas do domu. A potem …Potem czekałeś na mnie pod szkołą. Głos mi się łamie, muszę się napić.
Nie odpowiadasz na żadne z moich pytań. Patrzę na Ciebie. Wzrok spuszczony, w rękach trzymasz serwetkę, obracasz nią nerwowo. Nie błyśniesz dziś.
– Wiesz, tak bardzo Cię wtedy kochałam – nie mogę się dłużej nad Tobą pastwić, nie jestem Tobą.
– Nie chciałem. Nie wiedziałem, że Ty tak na poważnie…-znów próbujesz się tłumaczyć. Tytuł profesora zniszczył Ci w mózgu wszystkie ludzkie uczucia. Odebrał Ci resztki godności, nie potrafisz powiedzieć przepraszam.
– Ta rozmowa nie ma sensu – dopijam wino i wyciągam portfel.
– Schowaj pieniądze – mówisz.
– Daj spokój. Myślałam, że …- kręcę głową z niedowierzeniem jak można być takim idiotą, nie kończę, wstaje i biorę swój płaszcz.
Wychodzę z restauracji, nawet nie próbujesz mnie zatrzymywać. Moje zdumienie Twoją arogancją sięga zenitu. Już wtedy byłeś dupkiem tylko nie chciałam tego widzieć. Teraz może przybyło Ci wiedzy i zer na koncie, ale baranem jesteś jeszcze większym.
Kontrakt.
Następnego wieczora leżę w hotelowym łóżku z laptopem na kolanach. Wprowadzam ostatnie poprawki w swoim wykładzie. Nie mogę się skupić. Ciągle myślę o tym jakim jesteś kretynem. Chyba już nie umiem inaczej o Tobie myśleć. Ale…mimo upływu lat nie potrafię przestać Cię kochać. Mimo wszystko.
Słyszę pukanie do drzwi. Nie zamawiałam obsługi hotelowej. Odkładam komputer i podchodzę do drzwi. Otwieram i widzę Ciebie.
Stoisz z najpiękniejszym bukietem jaki widziałam. Zachwycających, wręcz magicznych czerwonych róż jest milion. Oprócz róż jest jeszcze szampan i jakieś papiery.
– Przepraszam – mówisz.
– Wpuścisz mnie? – nie mówię nic i uchylam szerzej drzwi.
– To nie tak miało wszystko wyglądać. Pogubiłem się. Praca, ona w ciąży, Ty taka młoda i zapatrzona we mnie. Chyba się przestraszyłem.-
– Chyba? – patrzę na Ciebie z powątpiewaniem.
– Na pewno. Pozwól mi się zrehabilitować – wyciągasz do mnie rękę i podajesz mi kartki.
– A co to jest? –
– Rozmawiałem wczoraj z Twoim szefem. Wiem, że starasz się o publikację od dwóch lat. To jest kontrakt. Teraz już wszystko w Twoich rękach – dotykam palcami kartek jak świętego obrazka.
Nie wiem co powiedzieć. Nie potrafię już dłużej kryć tego, że nie jesteś mi obojętny. Zarzucam Ci ręce na szyję i mówię:
– To jest jedna z najwspanialszych rzeczy jakie w życiu dostałam.-
Odkładasz bukiet na krzesło i zaczynasz mnie całować. Tak jak tamtego wieczoru w tej ciasnej szatani. Wszystko wraca. Kładziesz mi ręce na ramiona i zsuwasz z nich koszulę. Ręcznik spada z mojej głowy. Moje palce przeczesują Twoje włosy. Są tak gęste jak wtedy. Oplatasz mnie ramionami i bierzesz na ręce. Patrzymy sobie prosto w oczy w ciszy. Kładziesz mnie na łóżku. Duży hotelowy materac przyjemnie dopasowuje się do ciała. Zamykam oczy, a Twój język zaczyna nieśmiałą wędrówkę od stóp w kierunku szyi. Czuję, że to będzie długa noc.
Gdy rano budzę się w Twoich ramionach składam w całość fragmenty wydarzeń z ostatnich lat. Tak wiele mam Ci do opowiedzenia. Tyle musisz ode mnie usłyszeć.
Pierwszy krok, pierwsze słowa, pierwsza lalka, pierwsza piątka. Pierwsza miłość, pierwszy papieros, pierwszy raz, prawo jazdy. Otwierasz oczy i uśmiechasz się do mnie.
– Masz córkę – mówię prawie szeptem.
– Dziękuję – mówisz i całujesz mnie w usta.