– Jebać to – tyle usłyszałem na koniec od Ciebie.
A później już nic. Głucha przestrzeń. Przeraźliwa cisza telefonu. Patrzę na puste półki, które zostawiłaś a na których jeszcze niedawno stała kolekcja Twoich ulubionych książek. Pamiętam jak przesuwałaś po nich palcami. Dotykałaś ich z taką czułością…Jak kiedyś moich włosów. A teraz w uszach mam dźwięk trzaskających drzwi.
Snuję się po domu starając się to wszystko poukładać. Czekałaś tak długo. Wydawało mi się, że ten stan będzie trwał wiecznie. Dziś wiem jaki byłem głupi. Nie chciałaś wcale dużo. A ja każdą prośbę, każde „Zostań” zbywałem uśmiechem. Całowałem Cię w czoło i wychodziłem.
To było tak idealne w swej prostocie, to nasze spotkanie. Ty w okienku, ja z papierami. Szybka wymiana spojrzeń. Twoje oczy. Ze stanu uśpienia rozbłysły jak błyskawica na bezchmurnym niebie. Wzrok goniący litery po dokumentach szukający pomyłki bym został chwilę dłużej. Później powiedziałaś: „ W tamtym momencie mój świat rozpadł się na kawałki. Widziałam tylko Ciebie.” Twoje usta. Suche, rozchylone i lekko drżące, wypowiadające każde słowo jakbyś dopiero je poznała. Mówiłaś tak powoli, ledwo panowałaś nad głosem. Ciężko było mi powstrzymać uśmiech. Bezczelnie patrzyłem na Twój dekolt. Już wtedy wiedziałem, że moje dłonie będą go gładzić i poznawać każdy centymetr Twojego ciała. A Ty mówiłaś. Słowa płynęły. Czas stał. Ludzie się wkurwiali. Twoje wilgotne ręce jeszcze przed chwilą trzymające kartki papieru, wsunęły w moje dłonie małą karteczkę. Nie byłaś wstanie spojrzeć mi w oczy. Za to dotknęłaś stopą mojej kostki. Zamknąłem Twoją ręką w swojej. Odebrałem dokument z Twoją pieczątką. Uśmiechnąłem się. Natalia. Miałem się stawić po odbiór dokumentów za dwa tygodnie. Chyba, że chciałabym skorzystać z zaproszenia na kartce. Wstałem i wtedy na mnie spojrzałaś. „Nie idź, zostań, czy się jeszcze zobaczymy?”. Twoje oczy mówiły za Ciebie.
Siedziałem na ławce uważnie obserwując otwierające i zamykające się drzwi. Nie chciałem Cię przegapić. Wreszcie się pojawiłaś. Czarne sandałki i długa, pomarańczowa sukienka na ramiączka. Na plecach plecak, w ręce trzymałaś dżinsową kurtkę. Widać było, że nie za bardzo się śpieszysz. Chciałem zrobić Ci niespodziankę. Wstałem i ruszyłem powolnym krokiem podążając za Twoim zapachem niesionym przez popołudniowy wiatr. Nagle się zatrzymałaś i zaczęłaś szukać czegoś w plecaku. Podszedłem do Ciebie i zasłoniłem Ci oczy. I to był błąd. Chwilę później oglądałem już świat z perspektywy Twoich sandałków i asfaltu.
– O kurwa! – usłyszałem jeszcze jak pada z Twoich ust. Twój łokieć w spotkaniu z moim brzuchem zakończył się krótkotrwałą utratą przytomności. Moje szanse na kawę i lody skoczyły zasadniczo.
Dziś nie zmieniłbym nic. Poza ostatnim miesiącem. Niby nie chciałaś się narzucać, chciałaś dać mi i sobie wolność, a jednak coraz częściej słyszałem ten żal.
– Kochasz mnie? – pytałaś leżąc ubrana tylko w resztki orgazmu. Całując Twoje włosy, bawiąc się Twoim sutkiem mówiłem Ci do ucha „Kocham”. Choć sam nie byłem pewien czy to co czuje to miłość czy fala pożądania, która właśnie opuszcza moje ciało. Obróciłaś się twarzą do mnie. Dotknęłaś ręką mojego policzka.
– A może to już czas…?- uśmiechnęłaś się do mnie.
– Na co? – na początku naprawdę nie wiedziałem o co może Ci chodzić.
– No na to. – usiadłaś na łóżku i wykonałaś zamaszysty ruch ręką. Jakbyś chciała mi pokazać świat przez ścianę. Albo odlecieć.
– Na malowanie? – parsknąłem by zyskać na czasie. Twoja ręką zostawiła czerwony ślad na moim udzie.
– A to za co? – spojrzałem na Ciebie rozcierając piekącą skórę.
– Za nic. Na rozruch szarych komórek. -wstałaś z łóżka. Poczułem się jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody. Myślenie było ostatnią czynnością na którą miałem teraz ochotę. Założyłaś moją koszulę i wyszłaś z pokoju. Jeszcze chwilę leżałem wsłuchując się w dźwięki dobiegające z kuchni. Barek. Szafka. Lodówka. Wódka. Szklanka. Sok. Wstałem.
– Powiesz mi na co może już czas? – dotknąłem Twojego ramienia .
– Na zmianę. – odpowiedziałaś od razu.
– Czy mogłabyś nie mówić monosylabami? O jaką zmianę chodzi?- starałem się mówić spokojnie.
– Na wspólne mieszkanie. – poczułem się jak wtedy, gdy powaliłaś mnie ciosem z łokcia. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Wspólne mieszkanie? Ale po co? A co jest złego w tym jak jest teraz? Bałem się jednak to wyartykułować.
– Myślałem, że tak chcieliśmy oboje- czułem, że stąpam po bardzo cienkim lodzie, a szklanka była już do połowy pusta.
W głowie miałem prawdziwą rewolucję. Już widziałem te Twoje walizki. Widziałem tragarzy wnoszących Twoje meble. Twoich rodziców na sobotnich obiadach. Widziałem jak mój mały świat się wali. Jak przestaje słyszeć nuty. Jak nie mogę tworzyć, bo tłuczesz schabowe. Czułem, że muszę usiąść.
– Całe życie, będziemy jedno tu drugie tam?- spytałaś.
– Nooo….- odpowiedziałem i nie zdążyłem już nic więcej powiedzieć.
– Poświęciłam Ci tyle czasu. Mówiłeś, że jestem Twoją muzą. Że każde moje słowo to jak jedna nuta w Twojej kompozycji. Że bez mnie Twoja muzyka nie miała takiej barwy i życia. A nie pozwalasz mi tu zamieszkać. Ani nie chcesz wprowadzić się do mnie. Dlaczego? – gorzka prawda sączyła się z Twoich ust.
– Bo w takim życiu, byciu razem widzę więcej emocji, radości i namiętności. To mnie bardziej ekscytuje.- odpowiedziałem. I od razu tego pożałowałem. Dopiero teraz usłyszałem, jak dziecinne to było wyznanie. Nie byłaś moją kochanką. Byłaś moją partnerką. Przyjaciółką. …i kochanką. A ja traktowałem Cię z doskoku. Dziś jesteś, jutro Cię nie ma.
– W takim razie będziesz musiał sobie poszukać nowego obiektu ekscytacji.- potrąciłaś mnie ramieniem i poszłaś do łazienki.
Szybko się ubrałaś, zabrałaś książki i kosmetyki. Zadzwoniłaś po taksówkę.
– Jebać to- powiedziałaś i trzasnęłaś drzwiami.
Myślałem, że Ci przejdzie. Tydzień. Ochłoniesz. Drugi. Pozbierasz myśli. Trzeci. Pomyślisz nad jakimś kompromisem. Trzy i pół. Zacząłem się denerwować. Czwarty. Nie wytrzymałem. Nie wiedziałem, że taka z Ciebie nieczuła wariatka. Ale dziękuję Ci za ten miesiąc. Dorosłem. Wiem, że miałaś rację. To było rozwiązanie na krótką metę. Napisałem najlepszy kawałek. Dla Ciebie. O Tobie. Wróć.
Bo w końcu najważniejsze – jak zawsze mówiłaś- są dni których jeszcze nie znamy.
#dniktórychjeszczenieznamy #opowiadanie