Gaszę światło. Po chwili cały dół zalewa ciemność. Podchodzę jeszcze do drzwi i otwieram jej. Wychodzę na ganek, siadam na krześle i wyciągam zza doniczki paczkę papierosów. Janek i tak nie usłyszałby jakby mnie ktoś porwał, a mojej 10 minutowej dezercji na taras nie zauważy. I dobrze, po co ma widzieć, że znowu palę. Siadam otulona szlafrokiem w ogromnych kapciach z napisem PAN DOMU. Wyjmuję cienkiego papierosa i obracam go w dłoni. Spoglądam jeszcze raz na kapcie i literuje słowa jakbym to nie ja je kupowała, jakbym nie wiedziała co jest na nich napisane. PAN DOMU. Gdzie On teraz jest? Zapalniczką z napisem NIE PAL GŁUPA , podpalam papierosa i wydmuchuje pierwszy kłębek dymu. Widzę jak unosi się w powietrze, do gwiazd jednak nie doleci…Nasłuchuję. Na tak małym osiedlu słychać każde skrzypnięcie buta, jego auto usłyszałabym z oddali. Nie jedzie. A więc nici z nerwowego gaszenia fajeczka w kwiatku i pytania „Co robiłaś?!”. Trudno. Nawet bardzo trudno. Patrzę w niebo szukając księżyca, zamiast niego kątem oka dostrzegam sąsiada, który macha mi zamaszyście. Widząc, że nie reaguję, gwiżdże by zwrócić moją uwagę. Odwracam się w jego stronę i uśmiecham się, jednocześnie pukając w nadgarstek by przypomnieć, że już po 23 – tej. Sąsiad się reflektuje i krzyczy jeszcze „Sorry!”. Wzdycham głęboko i potakująco kiwam głową. Po 23-tej niektórzy tracą kontakt z szarymi komórkami. Żar powoli dogasa, a ja jeszcze chwilę rozglądam się w nadziei, że może zobaczę ten duży samochód. Zrezygnowana otwieram drzwi i wchodzę do domu. Porzucam Jego kapcie na rzecz swoich, dużo mniejszych. Wchodzę do łazienki i patrzę w lustro. Ostatni miesiąc mocno odcisnął mi się na twarzy. Zbladłam, a oczy świecą jakoś tak niezdrowo. Chyba z niewyspania. Biorę do ręki szczoteczkę i myję zęby. Dopiero teraz zauważam, że jego szczoteczka została. A zabrał praktycznie wszystko. Maszynki, piankę, perfumy, nawet grzebień, którego i tak nie używa. Dotykam jej. Włosie wyschnięte, ostre i lekko powywijane. Zabieram ją z kubka i wyrzucam do śmieci. Zaglądam do pokoju Janka. Nawet nie zauważa kiedy wchodzę. Siedzi przed komputerem ze słuchawkami na uszach i prowadzi rozmowy z drugim końcem świata. Podchodzę i gładzę go po głowie. W takich chwilach zapominam, że ma już 20 lat a nie 6 . Odwraca się, patrzy na mnie i zdejmuje słuchawki. Uśmiecha się jego uśmiechem. Czuję jak serce przeszywa mi ból. Z trudem odwzajemniam uśmiech.
-Dzwonił?- pyta. Przecząco kręcę głową.
– Dzwoniłaś do pracy?- znowu wykonuje ten sam ruch.
– Dlaczego?- widzę jak bardzo nie rozumie otaczającego nas świata.
– A po co mam dzwonić? Żeby wzbudzać sensacje? Przecież może go oddelegowali? I co, nie powiedziałby w domu? – kolejne argumenty by nie dzwonić cisnęły mi się na usta, ale wiedziałam, że Janek i tak ich nie zrozumie. Dla niego wszystko było takie proste i oczywiste.
– Czy Ty nie masz jutro zajęć?- spytałam.
– Mam, ale zaczynam dopiero po 11-tej. – odpowiedział. Nie ciągnął już tematu ojca. Wiedział, że ucieczki zdarzały się co jakiś czas, ale nigdy na tak długo. Tym razem było naprawdę inaczej, ale Janek nie zdawał sobie z tego sprawy.
– Kładę się spać, kanapki w lodówce. Nie siedź za długo.- pocałowałam go w głowę i wyszłam z pokoju. Doszłam do sypialni i położyłam się do łóżka. Wzięłam do ręki telefon i włączyłam Facebooka. Wyrzucił mnie ze znajomych półtora miesiąca temu. Wysłałam mu zaproszenie ponownie. Ciągle wisi z prośbą o akceptację. Odłożyłam telefon na półkę. Zsunęłam koszulkę i dotknęłam swojej szyi. Zamknęłam oczy. Powoli zaczęłam przywoływać obrazy z tamtego popołudnia.
Wrócił wcześniej z pracy. Wszedł tak cicho do przedpokoju, że nawet nie usłyszałam. Wyciągnął z szafy sportową torbę Janka i swoją walizkę. Starannie bez pośpiechu, zaczął pakować rzeczy. Koszule, spodnie, bieliznę, skarpetki. Wyciągnął garnitury i krawaty, zwinął paski. Stanęłam w korytarzu patrząc na to co się dzieje. Spojrzał na mnie i powiedział: „Dzień dobry.”
Po 20 latach małżeństwa wraca do domu, pakuje torby i mówi: „Dzień dobry.”
– Co się stało?- spytałam. Przerwał opróżnianie szafy i się zaczęło. Wszystko jest nie tak. Że szef to skończony chuj. Że Janek wybrał złe studia i to moja wina. Że inni prowadzą normalne życie. Zapytałam czym jest to normalne życie.
– Nie wiem, jakiś obiad. Wspólny czas, a nie tak każdy sobie. Mijamy się jak ludzie w metrze. Nie widzisz mnie. A ja…- i tu głos mu się załamał. Podszedł do mnie i chwycił mnie mocno za dłonie. Przyciągnął do siebie, zbliżył swoje usta do mojego ucha i powiedział.:- …dłużej tak nie mogę. Czuję, że wszystko się kończy. Janek nie potrzebuje już ojca. W pracy chyba też robią wszystko by pokazać, że tu nie pasuję. A Ty…kiedy ostatnio mnie potrzebowałaś? – czułam ciepło jego warg i drżenie swojego serca.
Wszystko we mnie krzyczało, ale po latach wiedziałam, że krzyk nie jest teraz wskazany. Chwyciłam jego twarz w swoje dłonie i szepnęłam:
– Wiesz, że to nieprawda. Wszyscy Cię potrzebują. Przecież to Ty zarabiasz najwięcej dla firmy. Studia to był wybór Janka, sam przecież wiesz. „Niech spełnia swoje marzenia”, sam tak mówiłeś jak Twoja matka się śmiała, że będzie po nich rękę wyciągał. Nie pamiętasz już? – nie patrzył mi w oczy, a jego ręce zsunęły się na moje biodra.
Trzymał mnie za nie jak chłopak w trakcie wolnego na szkolnej potańcówce. Musnął moje usta swoimi. Zamknęłam oczy. Jego ręce przesunęły się na moje plecy i powędrowały w górę. Czułam, że zamiast motywującej rozmowy, najlepszą terapią będzie dotyk. Takich kryzysowców miałam w swojej praktyce na pęczki. Zanim zaczynali mówić mijały długie minuty. Wypalenie, odrzucenie, stres, problemy w łóżku i w końcu trafiali do mnie na kozetkę. Najczęściej przyprowadzały ich żony, rzadziej partnerki, czasem przychodzili z własnej woli. Wszystko dało się wyprostować, trzeba było tylko chęci. Ale inaczej pracuje się z pacjentem, a inaczej z kimś kogo kochasz.
– Nie tutaj. – powiedziałam czując, że muszę studzić jego emocje. Chwyciłam go za krawat i puściłam oko, żeby rozluźnić atmosferę. Nie widziałam by się uśmiechnął, ale poszedł bez protestów. Pchnął mnie na łóżko i nic. Stał i się patrzył. Jego mina zarazem pełna powagi jak i smutku mówiła więcej niż wszystko to co wydarzyło się chwilę wcześniej. Widziałam, że się zgubił i czeka aż ktoś poda mu rękę.
Powoli zaczął dotykać moich nóg. Zamknął oczy. Nie chciałam burzyć tej ciszy, było to dla mnie całkiem nowe doświadczenie. Wstałam odsuwając jego dłonie. Zdjęłam mu krawat i rozpięłam guziki koszuli. Jego oczy wciąż były zamknięte. Czas jakby stanął w miejscu. Dopiero, gdy dotknęłam jego spodni lekko się uśmiechnął. Otworzył oczy i wszedł na łóżko. Przewrócił mnie na brzuch. Ścisnął mocno obiema dłońmi moje ramiona i zaczął masować mi plecy. Jego ciepłe, duże i silne ręce przesuwały się po moich plecach bardzo powoli, delikatnie je pieszcząc i ugniatając. Czułam jak pod wpływem jego palców moja skóra robi się ciepła, a ja odpływam. Dotknął ręką wewnętrznej strony mojego uda, ale zrobił to jakoś inaczej niż zwykle. Niby z taką samą czułością, a jakby bez uczucia. Czułam niepokój i niepewność w tych ruchach. Jakby dotykał mnie po raz pierwszy. Jakby chciał się upewnić, że jestem prawdziwa. Zaczął całować moje pośladki. Jego zarost sprawiał, że cała drżałam. Uwielbiałam czuć jego zarost na swojej skórze. I nagle …wszystko się skończyło. Jakby ktoś zapalił światło. Cała magia w tym naszym „małym” dramacie uleciała. A to miał być dopiero początek.
Dotykam swoich piersi, by przynieść sobie choć trochę ukojenia. Sobie, swojemu ciału i splątanym myślom. Ale nie umiem ich dotknąć tak jak On ich dotykał. Po moim policzku spływa łza. Jedna, potem druga, za nią następna i już nie liczę następnych. Pytam się sama siebie, gdzie popełniłam błąd? Dlaczego wcześniej nic nie widziałam? Czuję jak gotuje się we mnie wszystko. Do głowy przychodzą mi różne myśli. Może wcale nie jestem tak dobrym psychologiem i terapeutą? Może nie zasługuję na te pięć gwiazdek w Internecie, o ironio! Wpadam w panikę. Czy ktoś wiedział? Co powiem Jankowi? Ocieram oczy, zapalam światło i szperam nerwowo w toaletce. Wyciągam bardzo stary kalendarzyk. Przeglądam każdą kartkę szukając znajomego imienia. Marek…Tak dawno go nie widziałam. Najlepszy na roku. Każda jego książka jeszcze przed publikacją trafiała do mojej skrytki z odręczną dedykacją. Jeśli ktoś może mi teraz pomóc to tylko on. Pełen profesjonalizm, najlepszy specjalista w kraju i dyskrecja. Biorę telefon do ręki i piszę krótkiego sms-a: „Czy mogę być jutro?” Odpowiedź przychodzi natychmiast: „Przyjechać po Ciebie?”. Czuję, że jednak dziś zasnę. Dzieli nas ponad 400 km , a on jest gotów wsiąść w samochód i przyjechać nie pytając o nic. „Jeszcze nie zapomniałam jak się prowadzi😉” – odpisuje. „Czekam.”- i nic więcej.
Rano wyjmuję swoją małą walizeczkę. To nie będzie długi wyjazd. Janek nie rozumie co się dzieje, ale rozumie, że krótki wypad dobrze mi zrobi. Jeszcze mu nie powiedziałam. Nie umiem sobie tego poukładać. Wszystko ułoży czas. Albo Marek. Bo to chyba w jego rękach leży w tej chwili wszystko.
Czuję się jak w „Milionerach”. Nie znam odpowiedzi na to co się wydarzy. Więc mam trzy koła ratunkowe. Pytanie do publiczności w tym momencie całkowicie odpada, bo któż miałby nią być – Janek, znajomi, rodzina…? Ktoś znający wszystkie dobre odpowiedzi podpowiada mi by wybierać po drugim kole: zostać z mężem i dzielić się nim z nim lub zacząć wszystko od nowa z najbardziej znanym terapeutą w kraju, który czeka na mnie od 20 lat. Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk telefonu „Nie jesteś sama.”. Pośpiesznie całuję Janka w czoło i wychodzę.
#Niejesteśsama #opowiadanie
Moni Ty weź dupę przysiadź i książkę zrób.
Kocham Cię:)