
Wstałam wczoraj półprzytomna. Myślałam, że przysnę choć na chwilę w pociągu. Nie dało rady. Wysiadając znów patrzyłam na te tłumy przewalające się przy Metrze Dworzec Wileńska. Stałam, patrzyłam i spałam na stojąco. Dojazdy są męczące. Zwłaszcza jak nie widzi się już większego sensu w tym co się robi. Pokonałam jednak wewnętrznego demona, który stojąc obok kusił by wracać do domu.
Podreptałam wreszcie po schodach w dół ku stacji. Patrzę, a między szklanymi drzwiami oddzielającymi przejście podziemne od wejścia do metra leży człowiek, obok jakaś kurtka, a ludzie idą. Lezą szybciej lub wolniej jakby przechodzili obok śmiecia nie człowieka.
Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle.
Za chwilę podbiega jakiś drugi człowiek, podnosi tego leżącego i zaczynają się szarpać. A ludzie dalej nic. Kompletnie brak reakcji. Więc podchodzę, staram się ludków rozdzielić i pytam co się stało. Od jednego czuję wczorajszy alkohol, drugi mi tłumaczy, że tamten mu okulary rozwalił za grube pieniądze i mówi: „Pani go trzyma, chce wezwać policję”. Rozglądam się. Żadnego patrolu, nikogo chętnego do pomocy. Ten przed chwilą leżący zaczyna uciekać. Daleko nie uciekł. I znowu zaczynają się tłuc. Ponownie ich rozdzielam i wołam by mi ktoś pomógł. Tłumaczę, że obaj będę mieli problemy.
Zero reakcji.
Myślicie, że ktoś się ruszył? Zero reakcji. Panowie powymieniali się „uprzejmościami”, nabrali sił, a ten leżący nagle zrobił w tył zwrot i pędem ruszył na stację. Zaczęła się kolejna gonitwa.
Nie wiem o co poszło. Nie wiem kto był winien. Faktem jest, że jeden stracił okulary, a od drugiego waliło jak po dobrej libacji. Faktem jest również to, że kolejny raz przekonałam się o tym, że ludzie nie reagują. Nie reagują na leżącego człowieka, na to jak jeden okłada drugiego w biały dzień, nie słyszą jak kobieta woła o pomoc. Czy mężczyźni w tym kraju noszą jeszcze spodnie?
Zeszłam do metra. Widziałam wcześniej ten wkurw w oczach pokrzywdzonego. Wiedziałam, że go dogoni. Przestraszył się policji, która normalnie w godzinach porannych szwenda się bezcelowo po metrze z braku lepszego zajęcia. Ale to wcale nie był koniec.
Uciekający próbował wsiąść do pociągu, drugi szarpał się z nim w drzwiach. Czy maszynista wysiadł? Nie. Czy ktoś w wagonie lub na stacji ruszył by ich rozdzielić? Znów nie! Wtorek, godzina 7:45, Warszawa stolica Polski, metro!
Udało się wreszcie pana wyciągnąć. Pan Stratny trochę się naszarpał, ale profesjonalnym chwytem wreszcie powalił i obezwładnił drugiego. Ręce miał zajęte i leżeli tak obaj na stacji czekając, aż ktoś wreszcie wezwie jakąkolwiek pomoc.
Żółty telefon Metra Warszawskiego.
Więc lecę. Pędzę do żółtego telefonu alarmowego w warszawskim metrze. Widziałam go już nie raz. Ale dziś dobiło mnie to jak on wygląda. Jakby go ktoś z Muzeum Techniki wytargał. Żółta skrzynka ze srebrnymi klawiszami i smętną czarną słuchawką. Zgłupiałam. Poczułam się jakbym wróciła do przeszłości i znów stała przed starą budką telefoniczną ( gimby nieznają😉).
Podnoszę słuchawkę z nadzieją, że nierozpadnie mi się ona w rękach i usłyszę głos czyjkolwiek. Nie usłyszałam nic. Na początku myślałam, że jest zwyczajnie nieczynny 🫣 Patrzę -jest -jakaś nędzna nalepka nad nim z numerami policji, straży miejskiej i czegoś tam jeszcze. Stukam więc w straż. Od czego jest ten twór od dawien dawna się zastanawiam i do dziś nie wiem – nikt się nie odezwał. Wybieram policję. Zajęte. Zrezygnowana cofam się, bo widzę, że pojawia się trzeci uczestnik przedstawienia gotowy napierd🙃 lać Pana Stratnego. Tłumaczę człowiekowi co się stało – odpuścił, odszedł. Ale wreszcie, po jakichś 15 minutach ganiania się po metrze jakaś kobieta i jakiś pan z własnych telefonów wezwali policję. Na tyle ludzi przewijających się, gapiących, mogących pomóc i nie robiących nic poza szukaniem taniej sensacji.
Czy w metrze jest monitoring?
A ja się pytam- czy w metrze nie ma monitoringu? Podobno jest. Ale ludzie go obsługujący chyba nie za bardzo przejmują się tym co tak naprawdę dzieje się na kamerach. Czy naprawdę jeśli zdarzenie trwa tyle czasu nie ma żadnej służby gotowej pomóc?
Zdaję sobie sprawę, że takie sytuacje nie zdarzają się często jednak by w samym środku miasta, które w tym roku zdobyło tytułu najlepszego kierunku turystycznego Europy nikt nie reagował?
Panie Prezydencie, chyba coś tu nie działa…
Panie Prezydencie, chyba coś tu nie działa… Mieszkańcy i przyjezdni chcą się czuć bezpieczni- żaden Batman ani Supermen ich nie uratuje- niestety…
Zawsze słyszę, żeby się niewpier🙃lać. Nie umiem. Lata lecą, a ja ciągle nie potrafię przejść obojętnie, gdy widzę takie obrazki. Zawsze mam przed oczami to, że mógłby to być ktoś mi bliski. I że jemu też „zwyczajnie” nikt by nie pomógł. Może dlatego, że mam większą świadomość niż inni jakie ryzyko może nieść każdy uderzenie w głowę, a tych wczoraj widziałam sporo. Nie dociera do mnie ta znieczulica.
Nie jestem fanką Marvela.
I mimo, że fanką Marvela nie jestem to w takich sytuacjach często przeniosłabym się do tamtego świata. Tam zawsze w najmniej oczekiwanym momencie pojawia się superbohater, który ratuje całą sytuację.
Żyjemy w tak skurwi@łych czasach, że człowiek człowiekowi wilkiem i jak mówi stare polskie przysłowie – ” Umiesz liczyć, licz na siebie.”
Spokojnego dnia.
