Gaszę światło. W salonie drętwo pali się choinka. To chyba jakieś ruskie lampki są. Patrzę na nią. Jest wielka. Przeogromna. Stoi w salonie jak ksiądz na ambonie. I świeci. Nieustająco. Niebiesko, czerwono, żółto, zielono. Patrzę na nią z litością. Rok rocznie ta sama historia. Choinka. Na co Ci to było??? Rosłaś sobie pięknie w ziemi, Ty i całe zastępy twojej iglastej rodziny, aż przyszedł człowiek i wymyślił sobie choinkę na święta. I wziął ujeb*ł Ci jedną, jedyną…