Robert. Wąska, brukowana uliczka. Odgałęzienie rynku. Było już bardzo późno. Ostatnie miejsce do którego miałem dziś dotrzeć. W coraz bardziej dziwnych miejscach lokalizują te firmowe sklepy. Samochód tam nie dojedzie. W skórzanych pantoflach po całym dniu w trasie na sam koniec półmaraton po kocich łbach z kartonami. Marzenie przedstawiciela handlowego na dorobku. – Jak słodko – wyszeptała składając ręce Pani Kasia, gdy otwierając drzwi od jej lokalu zadzwoniłem głośno…